Lodówka
Czas podsumowań przychodzi do nas regularnie. Raz na jakiś czas spada na nas z całym bagażem zaskakujących spostrzeżeń, refleksji, nowych myśli. Dodaje do naszego życia nową wartość, która siedzi z tyłu głowy i nie daje o sobie zapomnieć. Czasem prowadzi do zmian, czasem nie. A czasem potrafi coś naprawdę popsuć małą głupotką, jednym krótkim zdaniem, które raz wypowiedziane zostawia uwierający ślad. Czas podsumowań najczęściej zaskakuje mnie po trudnym okresie życiowym, najczęściej zakończonym jedną z tych trudnych rozmów, jakie raz na pewien czas zmieniają nas na zawsze. Tym razem zmiana okazała się dobra.
„Feminizm kończy się wtedy, kiedy trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro” – znacie to? Wyświechtany, głupiutki frazes, który regularnie wraca i próbuje popsuć pracowicie budowany kapitał kobiecego poczucia własnej wartości. Oczywiście samo zdanie nic nie zdziała, ale w ustach osoby (wiadomo jakiej płci) na którą liczymy, potrafi zaboleć. W gronie które cenimy i od którego oczekujemy szacunku także. Jak odbiera go dobrze wychowana dziewczynka? Oczywiście z pokorą, no bo przecież sama tej lodówki nie wniosę. Milknę. Że niby jak czegoś ciężkiego sama nie podniosę, to nie będę silna. Tak, jaaasne. Przyszło mi dzisiaj do głowy kolejny raz, jak wielki błąd popełniam przyjmując takie teksty ulegle i bez dyskusji. Jaką krzywdę wyrządzam sobie jako kobiecie, traktując to brzydkie zdanie jako fakt i często nie reagując na ten mały „terror AGD”.
Podsumowałam sobie dzisiaj co właściwie dotychczas zrobiłam w swoim życiu, żeby móc w tej chwili powiedzieć ze jestem Kimś. Z jakich „cegiełek” budowałam swoją osobowość, siebie. Cegiełek jest sporo. Lata nauki – nie, nie takiej zwykłej. Profilowane szkoły, żeby nauczyć się więcej. Koszmarne dojazdy na koniec świata, zamiast lokalnego liceum, żeby coś osiągnąć. Szereg różnorakich zajęć dodatkowych, niezliczone wolontariaty, wieczna gotowość do pomocy. Mnóstwo trudnych decyzji dotyczących dalszej ścieżki życia, ale nigdy droga na skróty, bo muszę być ambitna. Dziesiątki różnych zajęć dorywczych i dwa, trzy lub cztery zawody do wpisania w CV przed trzydziestką – co to dla mnie, przecież muszę! Niemal paniczny strach przed nieosiągnięciem sukcesu. I to wszystko z makijażem na twarzy i uśmiechem na ustach. Kompletny brak zdrowego egoizmu.
No i co z tą lodówką? Spada z nieba i burzy mi moje cegiełki? Wbrew pozorom banalny frazes tym razem wyświadczył mi sporą przysługę. Ekspresowy przegląd przeszłości, szybki wgląd w siebie, w moją wiedzę, w moje doświadczenia. To, jak świetnie potrafię ogarnąć dwa etaty, a nawet więcej. To, że świetnie i ekspresowo ogarniam dom odnajdując w tym przyjemność. To, jak wspaniale czuję się w swoim mieście i ile fantastycznych wspomnień budzi we mnie króciutki spacer po Lublinie. To, że radzę sobie tutaj od osiemnastego roku życia właściwie sama. To, że po trudnych latach zarobki nienajgorsze. To, że nie musiałam na siłę siedzieć w korpo, bo wypracowałam sobie, wywalczyłam możliwość wyboru. Ile wspaniałych osób mam w gronie przyjaciół. I najważniejsze da mnie: ilu mega trudnych rzeczy nauczyłam się całkowicie sama. Dzielna Zosia Samosia. Jak każda z Was.
„Feminizm kończy się tam gdzie trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro”. Nie. On się tam zaczyna. U licha, po to ten cały wysiłek, po to ta cała walka. Nie wniosę lodówki nie dlatego że jestem słaba, tylko dlatego, że nie muszę. Nie, bo jestem wykształcona, silna, mądra, a przede wszystkim niezależna. Stać mnie na to, żeby móc tak powiedzieć. Głośno i tak, żeby wszyscy usłyszeli. Moment satysfakcji. Poczucie siły. Spełnienie.
Banał, prawda? Tym razem podsumowanie przyniosło dobrą zmianę. Życzyłabym Wam, żeby ten stan, to uczucie było w Was od dawna. Ale to bardzo ważne dla budowania i utrzymania poczucia własnej wartości jako kobiety, żeby czasem sobie o tym przypomnieć. Nawet jeśli towarzyszy temu mały lub większy klaps od życia.
Siła Drogie Panie!