CZTERDZIEŚCI ZWIĄZKÓW
Pomiędzy siedemnastym, a osiemnastym rokiem życia wyszłam z jaskini, albo z lasu i zaczęłam wchodzić w związki. Z ludźmi.
Do tego momentu byłam w związkach z książkami, obrazami, łąkami, drzewami, zwierzętami, z demonami. Z samotnością. Z samotnością byłam w najgłębszej, najbardziej intymnej relacji. Ale kiedy urosły mi piersi i zaokrągliły się pośladki zaczęłam wzbudzać zainteresowanie u płci przeciwnej. Było ono silniejsze od dotychczasowego przestrachu moją dziwnością i przyciągało do mnie często zdeterminowanych mężczyzn. Wiedziałam już wtedy, że monogamia jest podejrzanym konstruktem społecznym, który funkcjonuje niekwestionowany siłą rozpędu. Dlatego kiedy zaczęłam wchodzić w relacje z ludźmi rzadko były to relacje dwójkowe.
Przez ponad 30 lat udało mi się związać z 40 osobami. Piszę o związkach nie tylko seksualnych, bo tych było… więcej. Chcę tu podkreślić stanowczo, że traktuję związki bardzo poważnie. Między innymi dlatego było ich w moim życiu tak wiele. Potrzebowałam wielu spotkań i doświadczeń żeby nauczyć się sztuki bycia w relacji. Bo ja nie wierzę w -zakochali się i żyli długo i szczęśliwie, bo wszystko im się samo z tej miłości układało i na ślinę trzymało. Relacja, związek to poważne przedsięwzięcie, które wymaga refleksji, zaangażowania, autentyczności, odpowiedzialności, umiejętności komunikacyjnych, otwartości, intymności, uważności. Że wymienię tylko kilka. I tak naprawdę z iloma osobami na raz jesteśmy w relacji jest wtórne do jakości naszej obecności w związku. Jeśli mam czas, siłę, zasoby, chęci i potrzeby żeby być w związkach z kilkoma osobami na raz, wspaniale.
Jeśli jest to jedna osoba, albo jeśli jestem to tylko ja sama, równie wspaniale. Jakość i głębia relacji nie jest zależna od ilości w żadną stronę. Zależy natomiast bardzo od tego czy zdajemy sobie sprawę z tego jakimi zasobami czasowymi, energetycznymi, duchowymi, materialnymi na daną chwilę dysponujemy. I jak szczerzy ze sobą jesteśmy. Jeśli jest mnie tak dużo, że wypełniam sama sobie całą przestrzeń i czas nieodpowiedzialnością jest wchodzenie z tego miejsca w związek, którego nie mam jak pomieścić. Jeśli natomiast jestem w relacji z jedną osobą, ale tęsknie za innymi, mam niezrealizowane potrzeby, które zamieniają się we frustracje nieodpowiedzialnością jest nie rozważenie wejścia w relację z kimś jeszcze. Bo tak naprawdę nasi bliscy chcą żebyśmy byli szczęśliwi i jeśli nie potrafią zaspokoić naszych potrzeb są równie sfrustrowani jak my. Wielokrotnie byłam świadkiem jak osoby, z którymi byłam blisko oddychały z ulgą kiedy angażowałam się w relację z kimś jeszcze.
Oczywiście bardzo ważnym jest włączenie wszystkich osób w proces integracji. Nie za plecami, w tajemnicy pozwalając żeby wszyscy snuli domysły. Bo relacja to przede wszystkim dzielenie się prawdą o sobie, nawet tą najbardziej niewygodną, to dzielenie się czasem, uwagą, słowem, dotykiem, tworzeniem i burzeniem. To obecność i zaangażowanie. To włączanie kochanej osoby czy osób w nasze procesy. Pokazywanie tego jak myślimy, co jest dla nas ważne. Na czym skupiamy energię i za czym podążamy.
Co wyzwala nasze traumy i w jaki sposób próbujemy je zintegrować. To również interesowanie się i widzenie drugiej istoty. Jej odmienności, wyjątkowości, jej piękna, bólu i szaleństwa. Bo każdy z nas jest i piękny, i szalony to ludzka kondycja. Jeśli nie potrafię zrobić w sobie przestrzeni na czyjś ból, rany, procesy, traumy nie zasługuję na to żeby dostać troskę, czułość, opiekę, uwagę. Kiedy będąc w relacji widziałam, że z jakąś cudzą trudną historią nie jest mi w tej chwili po drodze, że nie mogę jej w sobie pomieścić… odchodziłam. Bo czekanie na to, że ktoś się zmieni, albo że coś się samo ułoży jest czekaniem na Godota. I brakiem szacunku dla swojej i czyjejś rzeczywistości. Powtórzę więc: związek to bardzo poważne przedsięwzięcie. Dużo poważniejsze niż stworzenie biznesu czy wyuczenie się zawodu.
Ale jeśli poświęcimy mu tyle czasu i energii co nauce i pracy mamy szansę przeżyć coś prawdziwie wyjątkowego.
„Czy przeznaczeniem związku może być wywołanie naszych ran? W pewnym sensie tak, ponieważ taki jest proces uzdrawiania; ciemność musi zostać odsłonięta, zanim będzie mogła zostać przekształcona. Celem intymnej relacji nie jest bycie miejscem, w którym możemy ukryć się przed naszymi słabościami, ale raczej jest to przestrzeń, w której możemy je bezpiecznie wypuścić. Potrzeba siły charakteru, aby naprawdę zagłębić się w tajemnicę intymnego związku, ponieważ potrzeba siły, aby znieść rodzaj psychicznej operacji, emocjonalnej i psychologicznej, a nawet duchowej inicjacji w wyższą Jaźń. Tylko wtedy możemy poznać oczarowanie, które trwa.”
Marianne Williamson