„Droga Kobiety na wolność” – wywiad z Dagny Agasz
Dagny Agasz – mam 45 lat, urodziłam się w Toruniu, mieszkam w Hamburgu. Od wielu lat zajmuję się szeroko pojętym rozwojem osobistym. Terminowałam u Wiedźmy, medytowałam z Lamami, uczyłam się astrologii, masażu i samouzdrawiania. Udało mi się nie zdobyć żadnego dyplomu, ani tytułu. Cenię niektóre metody „pracy“ z Człowiekiem i używam ich, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale najbardziej przekonuje mnie nieprzewidywalność, brak przygotowania, brak elementu oddzielającego. Brak zasłony, za którą można ukryć własną nagość. Kiedy spotykam Człowieka, spotykają się nasze nagości, nasza najgłębiej skrywana wrażliwość, niepewność, intymność. Poznałam i oswoiłam wiele bolesnych miejsc w sobie i w Innych. Jestem mamą, byłam partnerką kilku wspaniałych Mężczyzn, żyłam w otwartych i „zamkniętych“ związkach, bardzo cenię samotność. Jestem autorką książki „Kobieta na wolności“ wydanej nakładem Wydawnictwa CoJaNaTo.
Dorota Pawelec: Napisałaś książkę o kobiecie na wolności. Kiedy kobieta znika i jaka jest jej droga na wolność?
Dagny Agasz: Ja bym raczej zapytała, kiedy kobieta się pojawia? Zacytuje Wojciecha Eichelbergera
„Jednym słowem, dziewczynka może być, a nawet jest mile widziana, pod warunkiem, że jej nie ma.“
Większość z nas w takim duchu została wychowana, miałyśmy być miłe, grzeczne i pomocne. Dodajmy do tego jeszcze funkcjonujące w czasach mojego dzieciństwa przeświadczenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają“ i już mamy obraz dziewczynki, która dojrzewając staje się taką niewidzialną kobietą, która owszem mówi, ale nikt jej nie słucha, bo mówi o tych swoich kapeluszach. Tak ja nazywam nasze przebrania, makijaże, ciuchy, buty, diety, dzieci nawet.
A ponieważ ja nie byłam taką dziewczynką, ani później taką dziewczyną, niewiele osób chciało ze mną rozmawiać czy się przyjaźnić. Zamilkłam więc prawie zupełnie, zakopałam się w książkach, rysunkach, własnych myślach. Wtedy samotność była przykra i bolesna. Nie wiedziałam, że to właśnie ona jest moją drogą na wolność.
Tak jak Alicja znalazłam się po drugiej stronie lustra, wpadłam do głębokiej dziury własnego wnętrza, które poznawałam najpierw po omacku, czytając wszystko co mi wpadło w ręce. Na szczęście moi rodzice nie cenzurowali moich lektur, a biblioteka w naszym domu zawsze była bogata. Czytałam więc Joyca, Prousta, Henrego Millera, Anais Nin, Mickiewicza, Nałkowską i Victora Hugo, wiersze Broniewskiego i Pawlikowskiej Jasnorzewskiej. Książki o seksie i o malarstwie, wchłaniałam wszystko.
Chodziłam do szkoły, tylko dlatego, że była obowiązkowa, ale tak naprawdę myślami i duchem byłam gdzie indziej i chociaż nauczyciele bardzo się starali nie udało im się mnie ujarzmić. Byłam stracona dla systemu od kiedy sięgam pamięcią. Ale ciągle jeszcze nie mówiłam, nie miałam własnego głosu. Kiedy byłam dziewiętnastoletnią dziewczyną, przeczytałam książkę Hermana Hessego pt. „Siddartha“ i chaos, który czułam we własnym wnętrzu zaczął nabierać sensu, ale dopiero po kilku latach, kiedy spotkałam buddyzm tybetański i zaczęłam medytować ból związany z osamotnieniem i niezrozumieniem zaczął znikać. Nauczyłam się rozpoznawać emocje, nazywać je i dowiedziałam się, że mogę wybrać jak na nie zareaguję. Nie musiałam więc wpadać w gniew tylko dlatego, że się pojawił, zazdrość czy pożądanie przestały być dla mnie usprawiedliwieniem instynktownych zachowań. Możliwość wyboru, to wolność. Jeden z odcieni wolności.
A pisanie to mój głos, jeden ze sposobów porozumiewania się ze sobą i światem.
DP: Czy o wolność trzeba walczyć?
DA: Nie wiem czy trzeba, ja walczyłam. Najpierw z otaczającym światem, później ze sobą. Dopóki nie znalazłam tego miejsca, w którym świat i ja jesteśmy nieoddzielni, jesteśmy tym samym.
Kiedy odkryłam, że to co się pojawia na zewnątrz mogę znaleźć we własnym wnętrzu moja wolność stała się okrągła jak ziemia. Gdzie nie poszłam spotykałam siebie, a lata spędzone w samotności nauczyły mnie jak się ze sobą obchodzić.
DP: Czy zaakceptowałaś siebie w pełni?
DA: To dla mnie dziwne pytanie. Tak jakbym pytała drzewo albo kota czy zaakceptował siebie w pełni. Uważam, że próby zaakceptowania siebie w pełni czy pokochania własnego ciała są tym samym co diety. Czyli jakaś boczna ścieżka, która prowadzi na manowce.
Czy musisz się przekonywać żeby zaakceptować ocean, albo żeby pokochać szczeniaczka? Wszystko co związane z ciałem jest dla mnie po prostu naturalne, takie jakie jest.
DP: Jak się ma do wolności akceptacja własnego ciała?
DA: Co myślisz, kiedy stajesz nago przed lustrem? Co czujesz, kiedy inni oglądają cię bez makijażu? Kto odzywa się w twojej głowie?
Tak naprawdę nie chodzi o ciało, to zawsze jest myśl, jakieś przekonanie, którego nie zobaczyliśmy i kieruje nami z podświadomości. Kiedy je złapiemy i rozpoznamy przestaje nam zasłaniać, to na co patrzymy, czyli nas. Każda złapana i odpakowana koncepcja uwalniamy siebie, zbliżamy się do siebie, aż do zniknięcia.
Dlatego miedzy innymi napisałam „Kobietę na wolności“ żeby sobie i innym pomóc w odpakowywaniu koncepcji.
DP: Porozmawiajmy o związkach. Co się dzieje kiedy kobieta się zakochuje?
DA: Co się dzieje z niezależną, lubiącą swoją samodzielność kobietą, kiedy się zakocha?
Cytat: „Ano – katastrofa! Jakbyśmy nagle potknęły się
o niezauważony kamień przydrożny i runęły jak długie. Przecież
jeszcze wczoraj wiedziałyśmy, że ten kamień tam leży, omijałyśmy
go zgrabnie i szłyśmy dalej. A dzisiaj? Obite kolana i łokcie, na twarzy
zadrapania. Ludzie patrzą, współczują, kiwają głowami, oferują
pomoc.
I słyszę: „Nie cierpię tego stanu! Tęsknię za nim! Chcę mieć z nim
dom, dzieci, chcę, żeby przy mnie był! Potrzebuję go! To straszne,
tracę siebie! Staję się zależna!”.
To o sobie.
A teraz o nim: „Powiedziałam mu, jak się czuję, a on powiedział, że
chce uciec i raczej woli się spotykać z kolegami niż ze mną w tej
chwili” albo „Nie dzwoni, nie pisze, nie rozmawia ze mną, przestał
się mną interesować”.
Obserwuję tę fazę bolesną i wygląda na to, że jest nie do uniknięcia.
Wewnętrznie gubimy, tracimy naszą niezależność, samostanowienie,
a zewnętrznie (dla potwierdzenia) nasz mężczyzna od nas ucieka.“
To cytat z mojej książki. Zdarza się też tak, że mężczyzna już nie ucieka, a zakochanie jest „równoległe“. Wtedy budujemy jakąś wspólną przyszłość i w tym stanie zakochania wszystko wydaje się łatwe i możliwe. Różnice nie dzielą tylko są interesujące, a intuicja która ostrzega jest tylko słabym głosikiem, który ignorujemy albo racjonalizujemy.
Wszystko się oczywiście zmienia, kiedy zakochanie mija.
DP: Czy można być wolną w związku?
DA: Myślę, że związek nie definiuje poziomu naszej wolności. Jeśli czujemy się wolne, to nic co pojawia się na naszej drodze nie może tego zmienić, ani dziecko, ani mężczyzna, ani system.
Związek zmienia natomiast perspektywę, tak jak zmienia ją macierzyństwo. To nie znaczy, że przestajemy mieć wybór, zawsze go mamy choćby wydawał się nie do pomyślenia.
Kiedy urodziłam mojego syna i czułam się ledwie żywa, przytłoczona wszystkim co wtedy wydarzało się w moim życiu, jedna z moich przyjaciółek, która nie mogła mieć dzieci, powiedziała mi, że zawsze mogę jej go oddać.
To było proste zdanie, którego sama bym nie wymyśliła, bo było dla mnie nie do pomyślenia. Zmieniło ono moją perspektywę i przypomniało mi, że zawsze, zawsze mam wybór.
DP: Jak mieć wybór w związku, jak trzymać swoje granice?
DA: Zastanawiam się, po co my się tak męczymy tymi związkami. Ciągle coś tam grzebiemy, ulepszamy, próbujemy nowych terapii, próbujemy uzdrowić relacje. I takie pytanie mi się pojawia: po co? Większość związków, to zbiór kompromisów, półprawd i ograniczeń. Próby uzdrowienia relacji z mojej perspektywy są jak zajmowanie się palcem, który wskazuje na księżyc.
„Jeśli tym czego szukasz jest związek, umyka ci to co najważniejsze. Bo tak naprawdę szukasz ukochanej/ego, który żyje w tobie.“ Gangaji i Eli
Dopóki związek coś mi pokazuje we mnie, czego jeszcze nie dokochałam, nie zauważyłam, dopóki służy wzrastaniu wszystkim zaangażowanym stronom ma dla mnie sens. Kiedy czuję, że doszłam do ściany, że się męczymy nawzajem nie próbuje utrzymać związku na siłę, tylko dlatego że tyle lat byliśmy razem, albo tyle zainwestowaliśmy. Związek sam w sobie nie stanowi dla mnie wartości, a rozstania są naturalną częścią życia. Spotykamy się, a później się żegnamy z chwili na chwilę z każdą osobą, z każdą sobą.
DP: Oczekiwania. Co się dzieje kiedy chcesz czegoś od partnera?
DA: Jeśli czegoś oczekuję od partnera, to dla mnie sygnał, że sama sobie tego nie daję. Łatwiej jest zobaczyć oczekiwanie skierowane na zewnątrz. Kiedy na przykład oczekuje żeby partner poświęcił mi więcej uwagi, to znaczy po prostu, że sama sobie tej uwagi nie poświęcam. I tak jest z każdym oczekiwaniem bez wyjątku.
DP: Czy możliwe jest według Ciebie być blisko kogoś i móc swobodnie oddychać? Co to jest bliskość?
DA: Dla mnie bliskość to są chwile, momenty głębokiego porozumienia, otwartości, braku oceny czy lęku. To komunia, połączenie o które łatwiej ze sobą czy z natura, ale zdarza się też z drugą osobą, niekoniecznie w związku, może się pojawić w przyjaźni czy innej relacji. Tylko w takiej bliskości można oddychać, kiedy jest ona naturalna.
Jeśli jesteśmy w związku i trudno nam oddychać, to nie jest to bliskość tylko osaczenie.
DP: Jak smakuje seks na wolności? Czy zawsze jest podniecający?
DA: Seks smakuje zwykle tak, jak się czujemy. Wolność w seksie to dla mnie autentyczność czyli jeśli czuję się niezręcznie albo zażenowana, to nie unikam tego uczucia, ono też ma swoje miejsce. Podniecenie pojawia się i znika, to falowanie zależne od wielu czynników.
Wolność oznacza również, że mam wybór czy podążę za swoim pożądaniem czy nie.
DP: Czy kobieta potrzebuje czasem pobyć w jaskini?
DA: Nie wiem czy każda kobieta tego potrzebuje i staram się nie używać uogólnień, bo szanuję, to jak się różnimy. Wiem, że ja potrzebuję swojej jaskini jak oddechu. To miejsce, w którym odpoczywam i w którym budzę się do życia, to miejsce, w którym rodzą się światy.
„Pozwoliłam słońcu popieścić nagą joni.
Rozłożyłam dla niego nogi. Pozwoliłam się lizać delikatnie,
długo, głęboko.
Już nastał dzień.
Mówisz, że mężczyzna idzie do jaskini, że musisz na
niego czekać.
Kochanko, kiedy mężczyzna idzie do jaskini, idzie do
Ciebie. Zewnętrzny mężczyzna oddaje się w posiadanie
wewnętrznej kobiecie.
Kiedy Ty idziesz do jaskini, wracasz… wracasz do
Twojej kobiety.
Pozwól jej: nic nie robić, zapuścić włosy i paznokcie,
siedzieć w brudzie i niedojedzonych resztkach. Pozwól
jej być w ciszy…
i krzyczeć, i płakać.
Iść do lasu i błąkać się nocą po mieście.
Pozwól! Bo to ona urodzi Twoje dzieci, ona Cię wykarmi Pozwoliłam słońcu popieścić nagą joni.
(Fragment książki „Kobieta na wolności” – „Joni”)
DP: Dziękuję Ci za rozmowę. Czuję bardzo mocno to co mówisz, dla mnie również samotność była i jest drogą do wolności.
DA: Dziękuję
Rozmawiała: Dorota Pawelec
Dagny Agasz – Książka „Kobieta na wolności”
Fotografie – Waldemar Czerniszewski, Walter Dannehl
Ciekawy wpis. Rzeczywiście, jedynie oderwanie się od sytemu i przemierzanie własnych ścieżek gwarantuje wolność.
Zapraszamy także do przeczytania naszego wywiadu, a w nim także przepis na wolność.
http://artoffoto.eu/2016/08/30/tworzenie-przepisem-na-wolnosc-rozmowa-z-multiartysta-xpablo
Dziękujemy 🙂
Bo to czego chcemy od innych musimy sobie sami zapewnić…
Ciekawy wywiad, ale wszystko to jakoś dla mnie bardzo skomplikowane…Nie rozumiem tego.
Moze moge odpowiedziec na jakies Twoje pytania?
Serdecznosci
Dagny
„Tylko w takiej bliskości można oddychać, kiedy jest ona naturalna” Mądre słowa i piękne, prawdziwe zdjęcia. Kobiety, oddychajmy- bez oddechu nie ma życia! 🙂
Tak 🙂
Dziekuje
Bardzo ciekawy wywiad, poruszający wiele skomplikowanych aspektów:)
Dziekujemy 🙂
Jesli macie do mnie pytania, bardzo chetnie na nie odpowiem, lub rozwine jakis watek ktory Was interesuje w kolejnym artykule.
Dziekuje za wszystkie komentarze, sa dla mnie bardzo wazne.
Serdecznosci
Dagny
Dagny, uwielbiam Twoja wolność, otwartość, wrażliwośc- wszystko czego w dzisiejszym zakłamanym świecie brakuje. Jesteś moim odkryciem roku! Przeczytałam 'Kobiete na Wolnosci’, jedne fragmenty przeszły bez echa, pod niektórymi sama bym sie podpisała, a niektóre wywołały we mnie szok. Dziękuję Ci za piękne obnażenie się. Potrzeba takich tekstów. Potrzeba przebudzenia….
Nurtuje mnie kwestia wolności w systemie. Walcze i poddaje się mu od paru lat. „Musisz skończyc, studia, podjąć dobrą prace” -słyszę często…i nic nie umiem na to poradzić. Czy mogłabyś podpowiedzieć, jak żyć nie poddając się systemowi, bezsensownemu wy paulsigowi szczurów.? Czasem mam dylemat..z jednej strony chciałabym żyć spokojnie, bez stresu, na łonie natury, a z drugiej pociąga mnie (przyznaje ) konsumpcja. Jak zachować ten dystans?
Ściskam mocno!
Witaj, Magdaleno :). Dziekuje za mile slowa i wazny dla mnie feedback i dziekuje, ze siegnelas po ksiazke :).
Z systemem niekoniecznie trzeba walczyc, mozna go wykorzystac, jesli potrafimy potraktowac go z dystansem, jak gre…w szachy na przyklad. Jesli uszczesliwia Cie studiowanie, albo potrzebujesz prestizu zwiazanego z tzw. dobra praca, to idz w to, nie ma w tym nic negatywnego :). Tak naprawde w kazdej dziedzinie zycia chodzi o to zeby znalezc, to co nas naprawde kreci, a zeby to znalezc mozemy zaczac od poczucia czego najbardziej nie chcemy, zwykle po drugiej stronie tego „nie chce” jest przeciwienstwo czyli to czego najbardziej pragniemy. Nie wiem czy zycie na lonie natury jest spokojne i bezstresowe 🙂 mysle, ze to zdecydowanie sprawa bardzo indywidualna. Dla niektorych zycie w pedzie miasta, robienie kariery, zarabianie pieniedzy jest tym czego potrzebuja do szczescia, dla innych jest to lezenie pod grusza i samotnosc. Jesli pociaga Cie jak piszesz konsumpcja, to konsumuj! ile sie da! :). Dopoki Cie to kreci, a jak przestanie to zacznij robic cos innego :).
Jesli potrzebujesz bardziej szczegolowej odpowiedzi, albo innego wsparcia, to napisz do mnie maila: dagnygasz@gmail.com , na pewno odpowiem. Pozdrawiam serdecznie, usciski
Dagny