Kobiety mówią własnym głosem
Kilka tygodni temu polski Internet zagotował się. Anna Paliga, młoda aktorka i sprawczyni owego zamieszania, z wielką odwagą i zupełnie otwarcie oskarżyła swoich nauczycieli o wieloletnią, systemową przemoc. Podała szczegóły zajść i zwróciła się do rektorki łódzkiej szkoły filmowej o pomoc – by nikt więcej nie musiał przeżywać upokorzeń, jakie były jej udziałem.
Tama puściła. Po odważnym akcie Paligi, wielu młodych adeptów sztuki aktorskiej zdecydowało się przerwać milczenie.. Zaczęły padać oskarżenia pod adresem nie tylko łódzkiej filmówki, ale i innych szkół artystycznych. Pojawiły się konkretne nazwiska, podano przykłady wydarzeń, których świadkami było wiele osób, obawiających się przeciwstawić opresyjnym profesorom. Podobnie jak po amerykańskiej fali #metoo coś się zmieniło w postrzeganiu tego, czym jest aktorstwo i czym jest przemoc. I że ten zawód często wykonują ludzie nie nadający się na pedagogów.
Coś się zmienia, coś się gotuje w nas, kobietach. Zaczynamy rozumieć, że od nas wiele zależy i rezygnujemy z perspektywy uciemiężonej ofiary. Młode kobiety, takie jak Paliga, uświadamiają sobie, że to do nas, jak do sufrażystek, należy uświadamianie społeczeństwa, jak ważne jest szanowanie praw wszystkich ludzi i zmienianie zasad na takie, które sprzyjają rozwojowi człowieka. Okazuje się bowiem, że zasady, według których funkcjonowałyśmy przez lata oraz ich cicha akceptacja w dobie pandemii zupełnie się nie sprawdzają.
Ciężka, wielogodzinna praca, często na granicy całkowitego wyczerpania, mozolne wspinanie się po szczeblach kariery w dzisiejszym świecie VUCA (zmiennym, niepewnym, złożonym, niejednoznacznym) po prostu nie zdają egzaminu. Tradycyjnie męski tryb życia i pracy, nastawiony na ciągły wzrost, doskonalenie się i produktywność, nie wytrzymuje konfrontacji z pandemią. Próba utrzymania ekonomicznego status quo wielkich rynkowych graczy przy całkowitym braku troski o byt zwykłych ludzi wzbudza naszą niechęć i bunt. Rezultatem tego buntu jest również odważna postawa Anny Paligi.
Zaczynamy nareszcie mówić własnym głosem i jesteśmy za to doceniane. Julia Kaffka i Emilia Kaczmarek walczące z ubóstwem menstruacyjnym w ramach Akcji Menstruacja zostały laureatkami konkursu Forbesa „25 under 25”. Na wskroś kobieca powieść Joanny Bator, „Gorzko, gorzko”, została ubiegłorocznym Olśnieniem Onetu, Anna Dziewit-Meller za swoją śląską, kobiecą sagę „Od jednego Lucypera” otrzymała Różę Gali oraz nagrodę magazynu literackiego „Książki”. Nie sposób nie docenić ogromu pracy osób związanych ze Strajkiem Kobiet, Feminoteką, Aborcyjnym Dream Teamem. Niezależnie od naszych poglądów, dzięki ich odważnym, często obrazoburczym hasłom przekonujemy się, że kobiety mogą zmieniać świat nie tylko cichą, mrówczą pracą, lecz również krzykiem, buntem i otwartym gniewem.
Jaki zatem jest kobiecy głos trzeciej dekady XXI wieku? Czego się domaga? O czym mówi? Przede wszystkim zmienia perspektywę oglądania świata, jego przyszłości i przeszłości. Pokazuje, że przeszłość to nie tylko wygrane bitwy i wojny, lecz również codzienne zmagania, które spoczywały głównie na kobiecych barkach. To również historia walki z biedą i ciągła krzątanina, której nie upamiętnia żaden pomnik. To opowieść o przetrwaniu, pomimo wszystko. Nasza narracja się zmienia, ewoluuje. Dzięki Annie Kowalczyk, autorce „Brakującej połowy dziejów” odkrywamy, nie bez zdziwienia, jak dużą rolę w historii odgrywały kobiety. Olga Tokarczuk jednym słowem „czułość” otworzyła szerzej drzwi do literatury dla tego, co kruche, wrażliwe, co głęboko ludzkie. Mamy coraz większą odwagę do mówienia o naszej wrażliwości nie z pozycji słabości, a siły.
Gdy przyszła pandemia, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej rozpoznajemy wartość relacji, zdrowia psychicznego, opieki nad tym, co w nas najkruchsze. Zaczynamy również rozumieć, jak ważna jest troska o najsłabszych członków naszego społeczeństwa, którzy najbardziej narażeni są na śmiertelne skutki wirusa. Wartości kojarzone z kobiecością, opieką i otuchą stają się doceniane, bo widzimy, że w czasie kryzysu humanitarnego bez nich sobie po prostu nie poradzimy.
Instytut Studiów Kulturowych Raven i jego znakomite książki Marion Woodman oraz Maureen Murdock umożliwiają nam patrzenie na świat z perspektywy kobiecej, bez patriarchalnej nakładki. Uświadamiamy sobie, jak wiele nam, ludziom (nie tylko kobietom) patriarchat odebrał. Że to, co dotychczas zwaliśmy „literaturą kobiecą”, czyli powieści, w których warunkiem szczęścia kobiety staje się odnalezienie przystani u boku mężczyzny, to w istocie narracje patriarchalne, odbierające kobietom poczucie sprawczości. Jednak wciąż jest szansa na zmianę świata na bardziej przyjazny. Możemy skupiać się na udzielaniu sobie wsparcia, bez oceniania. Na robieniu tego, co kochamy, bez wyrzutów sumienia. Możemy przeciwstawiać się przemocy, chociażby wyrażając poparcie wobec tych, które są najodważniejsze. Możemy kupować mniej ciuchów, więcej książek, które budują naszą świadomość.
Czy dzięki temu zmienimy rzeczywistość? Czas pokaże. Cieszą mnie każde najdrobniejsze czyny i przejawy nowej, kobiecej odwagi. Wszak kropla drąży skałę.
Małgorzata Żebrowska