Kreacja – o nasionku tworzenia wyrastającym prosto z serca
Życie pokazało mi znak STOP i przekierowało wektor do środka.
Okresy zatrzymania podczas, których masz szansę umrzeć i narodzić się na nowo pokazują potencjalność nowej drogi. Masz szansę przypomnieć sobie o czymś ważnym, porzucić zapory, które jak się może okazać-były iluzją, otworzyć się na własną siłę, na spotkanie ze sobą. Być może znajdujesz się u progu czegoś nowego. Boisz się? Wiedz, że w powietrzu unosi się magia miłości, gotowej wspierać cię na każdym kroku. Mam tu na myśli potężną energię kreacji, “nieposkromiony, stukonny rydwan”, tę siłę, która spala wszystko to, co wymaga pożegnania.
Psują się nam wtedy auta, telefony, przydarzają kontuzje, odchodzą bliscy. Przechodzimy przez sinusoidy, na zmianę odnajdując i tracąc nadzieję. Wierząc i wątpiąc w nową, wyłaniającą się drogę.
Następnie stajemy się pustelnikami świętego bycia…
Bywasz tutaj? Zdarza ci się wewnętrznie umierać ze starych metod, światopoglądów, związków, ról? Nie uciekaj proszę przed tą symboliczną śmiercią-masz szansę na powrót nawiązać łączność ze swoim duchem.
Szczerze mówiąc, nie jest istotne, jak nazwiesz ten proces. Głowa musi odpuścić wszelkie teorie, bo to właśnie serce jest tym portalem przejścia ze starego do nowego.
Nie myśl o tym zbyt wiele. Nie opieraj się dłużej. Zdejmij okulary, złóż broń, zdejmij maskę, by na powrót stać się niewinnym dzieckiem. Spotkasz siebie w miejscu bez rozproszeń, nawyków i ucieczek, a wojny, które prowadzisz, mają szansę stać się tańcem zjednoczenia.
Kiedy zatrzymujesz się poza granicami swojego bezpiecznego życia, masz szansę dokonać nowego odkrycia
Codziennie odsłania się przede mną coś nowego. Płaczę jak niemowlę, miewam głębokie, symboliczne sny, spotykam ludzi, którzy pojawiają się w moim życiu na chwilę. Czasami pocałuje mnie człowiek, którego już nigdy więcej nie zobaczę, innym razem odklejam kolejne życiowe kłamstwo.
Stało się dla mnie jasne, że każda z tych sytuacji prowadzi mnie do kolejnej. Nad żadną z nich nie zatrzymuję się zbyt długo.
Staje się dla mnie jasne, aby rezygnować z każdego: “Tak, wiem! Jestem tego pewna!”.
I skłonić się raczej ku: “Przystanę tu na chwilę i zobaczę co się wyłoni”
Jest to zatrzymanie w pewnego rodzaju pokorze, bycie w miejscu ucznia, który ma szansę pobrać nauki jeśli tylko otworzy niewinną przestrzeń własnego serca.
Labirynt to symbol wspólny dla całej ludzkości, występujący w kulturach całego świata.
Symbolem mojej drogi do siebie, stał się dla labirynt medytacyjny. Kilka dni przed moimi urodzinami odwiedziłam przyjaciółkę artystkę, której powracającym motywem malarskim był właśnie ów labirynt. Wzór ten znajduje się na posadzce katedry w Chartres, składa się z pojedynczej ścieżki, prowadzącej do centrum. Labirynt to symbol wspólny dla całej ludzkości, występujący w kulturach całego świata. Zwoje zapraszają do środka, do centrum, struktura ma zakodowaną podwójną spiralę, która inicjuje silne procesy przemiany. No i to centrum! Rozchylony kwiat róży-symbol miłości, energii kobiecej, odrodzenia.
Chcesz urodzinowo przejść się po labiryncie-zapytała moja przyjaciółka, ukazując przede mną wydruk swojego obrazu? Oczywiście, że chciałam! Wszystko, co metafizyczne cieszy moje serce i wzbudza ciekawość. Zapominam jednak o tym, jak mocne bywają dla mnie te magiczne “zabawy”, że zwiastują namacalne wydarzenia w życiu.
Zamknęłam oczy i skierowałam je do środka — zobaczyłam, że mniej więcej połowa mnie jest żywa, a reszta ukrywa się w mroku. Nie wiedziałam wtedy, co oznacza ten obraz. Że ta część mnie, której nie widzę, dotyczy najciemniejszych zakamarków ego.
A więc mój labirynt, urodzinowa podróż ma być przyglądaniem się własnemu ego?!
Dziękuję za ten piękny prezent urodzinowy!
Idąc do środka rozpoznaję kawałki ego
Proces rozpuszczania ego nie jest o odcinaniu grubą kreską tej “wkurzającej części siebie”, która chce kontrolować, zarządzać, układać w pudełku, mieć rację. Ten proces tak bardzo nauczył mnie poddawania się cyklom życia.
Patrząc na ego jak na wrzód na tyłku, nadal od siebie uciekasz. Kiedy dostrzeżesz, że ego to tak naprawdę przestraszone dziecko, które nauczyło się pewnych strategii przeżycia, aby móc zasłużyć na uznanie, zaczniesz je rozpuszczać w miłości. Nie pytaj, proszę: “jak długo to potrwa”? To najgorsze pytanie, jakie możesz zadać w tej sytuacji, bo jest to proces ukochiwania siebie.
W momencie kiedy o to pytasz, wzmacniasz swoje ego.
Pomyśl tylko, jak poczułoby się twoje dziecko, chłopak, dziewczyna czy przyjaciółka, słysząc takie słowa:
“Nie mam dla ciebie czasu, nie potrafię cię kochać, mam nadzieję, że się tego nauczę w jak najkrótszym czasie, bo liczy się dla mnie efekt końcowy, a nie ty. Ty mnie nie interesujesz, ale wiem, że muszę nauczyć się ciebie kochać, bo życie mnie zastopowało”.
Jakaś część ciebie jest w takim właśnie braku miłości. Czuje się niezauważona i niespełniona. Spójrz na nią i postaraj się przy niej być. Spełniaj jej potrzeby, ogrzewaj dobrym słowem, zabierz tam, gdzie jest miło, pozwól jej marzyć i spełniaj jej marzenia. Bądź z nią tak długo, aż przestaniesz czuć brak, lęk, odrzucenie, samotność. Mów do niej czule. Nie szukaj fajerwerków na zewnątrz, wejdź w siebie i skup się na tym co naprawdę ważne.
Kreacja nie jest o afirmacji mapy marzeń. Kreacja jest o nasionku tworzenia wyrastającym z twojego serca. Ono rośnie swoim organicznym rytmem.
Teraz zamknij oczy i poczuj swoje nienarodzone możliwości, twórcze rozwiązania. Żyjemy na bardzo płodnej planecie, ale wielu z nas zapomniało, co to znaczy tworzyć autentycznie. Wychowuje się nas wyłącznie do konsumpcji. Wybierasz takie życie? Naprawdę?
Ktoś mógłby mi teraz zadać pytanie o miłość. Skoro miłość rozpuszcza ego, to jak ma poczuć miłość osoba bita, poniewierana, odrzucana? Jak zapalić iskrę w zamrożonym sercu?
Według mnie już sama intencja jest transformującym zaklęciem. Miłość jest decyzją i wyborem. Uwierz mi- to najsilniejsza energia we wszechświecie. Jeśli podejmiesz decyzję, że się jej poddajesz, pozwolisz poprowadzić-to wiedz, że tak właśnie się stanie!
Jedyne, o czym warto wtedy pamiętać, to bycie czułym dla siebie samej/samego.
Nie bij w siebie proszę, za każdym razem, kiedy wejdziesz do tej samej rzeki, nie patrz wymownie na zegarek, myśląc “jak długo to potrwa?! Spójrz sobie w oczy. Miłość zaczyna się w bliskości i czułości z samym sobą.
Moja relacja z miłością rozwija się etapami, pogłębiając się na ogół wtedy, kiedy tego nie oczekuję i poddaję magii chwili. Te wzruszające momenty, zostaną ze mną na zawsze.
Pamiętam na przykład jeden z ostatnich. Czułam się tego dnia zmęczona i samotna. Miałam spotkanie z kimś, kto wrócił z podróży przepełnionej wszelkim dobrem. Słuchałam z zapartym tchem, widziałam oczyma duszy i czułam w sercu, wszystko, co się tam wydarzyło. Tak jakbym na chwilę przeniosła się do innego życia, mogąc doświadczyć czegoś, co było mi w tamtej chwili potrzebne.
Na zakończenie, dosłownie w progu usłyszałam historię kobiety, która wraz z dwójką dzieci przeprowadzała się do obcego miasta. W ciągu kilkugodzinnej podróży pociągiem odmawiała “nowennę do miłości”. Zatrzymałam się nad tymi słowami i przeszedł mnie dreszcz. Po chwili usłyszałam piosenkę Roberta Gawlińskiego: “Nie pokonasz miłości”.
Nigdy wcześniej jej nie słyszałam, a teraz czułam poddanie tej ogromnej sile. “Nie próbuj się bronić szkoda sił.To nieposkromiony rydwan stukonny co pędzi, a Ty pędzisz w nim…nie pokonasz miłości, nie zwyciężysz jej w sobie”
Miłość zaczyna się od drogi do wewnątrz. Czego pragnie każdy z nas, jak nie być widzianym. Warto poddać się zatrzymaniu, aby zobaczyć siebie sercem. Aby zobaczyć to, co pod powierzchnią, co każdego dnia przegapiasz w pędzie, pędzie, pędzie, by być, robić i się poruszać.
W pewnym poddaniu pozostawiasz to, co do tej pory utrudniało ci dotarcie do centrum. Jeśli masz pomysł, aby oprzeć się temu umieraniu, może boleć. Samo wejście do własnego wnętrza, jest o uświadomieniu sobie własnej natury, budzeniu potencjału, kreatywności.
No i wyjście – droga na zewnątrz, do świata. Wychodzisz z tym, co odkryjesz, żeby nadać temu formę, wyrazić siebie w świecie, zintegrować siebie na nowo.
Fot. Tomasz Kasjaniuk