Marzenia mają żyć
Jako dziecko marzyłam totalnie, zapominając o Bożym świecie. Tak, czułam, że jest piękny, patrzyłam na niego swoją dziecięcą wrażliwością. Nie było w tym powinności. Chciałam, aby moje marzenia żyły, nieważne gdzie. Wiedziałam też, że można je spłoszyć, kiedy są jeszcze tak mięciutkie, jak mgiełka pajęczyny. Kiedy pojawiają się w zarodku, trzeba je cierpliwie karmić, aż wyrośnie im kręgosłup, wypuszczą liście i owoce.
Czasem ta mała roślinka nie wykracza pędami na zewnątrz, ze strachu, że zaraz może przyjść ktoś, kto bezceremonialnie obetnie jej liście. Dlatego można stworzyć coś bardzo ryzykownego – wiarę w to, że tylko w równoległym świecie delikatnych pajęczyn, absolutnie fenomenalnych feerii barw, gry świateł, delikatnych szeptów, wysmakowanych pocałunków – tylko w takim świecie żyją marzenia.
Miałam ich wiele. Stawałam na wierzchołku najwyższej góry mojego „świata” i krzyczałam, że “Maaam tę moc, że wszystko jest możliwe!”
Wierzyłam, że życie jest ekstatycznie piękne, szczególnie, wtedy kiedy tracę ziemię spod stóp i latam, fruwam, szybuję. A ziemia? Cóż…nie imałam się ziemi.
Każde marzenie jest dane wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia.
Kiedy ruszam do lotu, wierzę, że ten na zawsze mnie odmieni. Marzenia, które rodzą się w sercu tworzą niesamowite scenariusze. Podążanie za nimi jest dla mnie oznaką dbania o siebie tutaj na ziemi. Opiekować się sobą marzeniami, dbać o siebie w całości, słyszeć trzepot piór i serca. Pozwolić sobie zapuścić nie tylko korzenie, ale i skrzydła. Wciąż zaczynać od nowa, pieśnią, która nigdy się nie kończy. A gdyby tak się nie ograniczać? Zamknąć oczy i poczuć, o czym TAK NAPRAWDĘ marzysz. Bez cenzury.
Marzenia mają żyć
Sprowadzam marzenia na ziemię, tak jakby od zawsze czekały na mnie tam wysoko. Mówią mi o miejscu, w którym obecnie jestem, ale też o wielu innych aspektach. Czy traktuję siebie z szacunkiem, spełniając swoje najgłębsze potrzeby? Czy potrafię dzień po dniu, krok po kroku być swoim marzeniem, które czasem wymaga ciężkiej pracy. Być z głową w chmurach, stopami na ziemi i otwartym sercem. Żeby w tej powszedniości nie zapomnieć o swojej światłości. Bez oczekiwań, z akceptacją i zaufaniem do siebie.
Jacek Walkiewicz mówi: “To jeden z największych życiowych kapitałów: ufać sobie, dam radę. – A jak nie? – Dam. – A jak nie? – Dam. – A jak upadnę? – To się podniosę. – A jak się nie podniosę? – To sobie poleżę. Bo marzenia się realizuje, a nie czeka, aż się zrealizują.”
Warto pracować, być konsekwentnym, odnosić swoje sukcesy inaczej ta powszedniość nas zabija. Maslow ogłosił kiedyś koncepcję zwaną „piramidą potrzeb”, zgodnie z którą, dopóki nie są zaspokojone potrzeby bytowe, to nie pojawiają się potrzeby wyższego rzędu. Sam Maslow się z tego wycofał. Zaspakajanie potrzeb „wyższego rzędu”, potrzeb swojego serca nadaje życia naszemu życiu.
Ograniczenia blokujące nas przed spełnieniem marzeń wynikają tylko z naszych poglądów. Jeśli nie wierzymy w cuda, one nie pojawią się w naszym życiu.
Teraz sobie pomyśl, co by ci dała wiara w coś, co powoduje, że masz ciary w całym ciele?
Nie wiem, czy wiesz, ale żyjesz naprawdę w magicznej i wspaniałej rzeczywistości. Sukcesem jest połączenie wiary w nieograniczoną moc możliwości z konsekwentną pracą.
Jedynym źródłem mocy dla nas samych, jesteśmy my sami. Właściwie taka jest najczęstsza koncepcja Najwyższej mocy – czyli Boga. Większość ludzi szuka Go na zewnątrz. Miłość to najsilniejsza moc stwórcza, ale ona zasiewa się w nas. Szukając mocy, pomocy, pocieszenia, siły, wsparcia poza sobą, odcinasz się od Boga, który jest Miłością. Wszystko, czego się doświadczasz, dzieje się w twoim polu.
Największa moc, jaką możemy użyć, jest w nas samych. Gdybyśmy porównali ją do generatora mocy to jest nim ludzka istota. Czy prądnica szuka prądu w kwiatach, czy w ziemi? Nie szuka.
Przejawem mocy stwórczej człowieka, jest jego wola. To dzięki niej możemy spełniać to, co rodzi się w naszym sercu. Marzenie ma żyć…bo czym jest życie bez spełniania marzeń?
Dorota Pawelec – terapeutka pracy z ciałem