Monika Sawicka Kacprzak: kobieta która żegna zmarłych
Wywiad Agnieszki Nowakowskiej z Moniką Sawicką Kacprzak, niezwykłą łodzianką, rocznik ’72. Monika jest autorką bestsellerowych powieści z działu tzw. literatury kobiecej, chociaż, jak sama mówi, wiele miejsca w swoich książkach poświęca mężczyznom. Zamiast wątków o złamanych sercach, kładzie nacisk na społeczne problemy. Od dwóch lat jej drugim zawodem stała się mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych.
Agnieszka: Czy jesteś osobą wierzącą?
Monika: Nie jestem osobą wierzącą, nie jestem też agnostyczką. Jestem ateistką.
A: Czy zawsze tak było, czy też zmieniło się to w jakimś szczególnym momencie? Polska to jednak kraj katolicki.
M: Jestem ochrzczona. Jako dziecko chodziłam na religię, ale tylko do drugiej klasy, ponieważ mój tata był ateistą i antyklerykałem. Po komunii świętej zakazał mi chodzenia do kościoła i na religię. Jakoś niespecjalnie tam mnie ciągnęło, ponieważ gdy religia weszła do szkół, to miałam nieszczęście trafić na kapłana, który miał brzydki zwyczaj poklepywania dziewcząt po pośladkach. Jak się domyślasz, nie wzbudziło to we mnie miłości do kościoła. To nie tak, że uważam wszystkich kleryków za zdemoralizowanych, jak tych, którzy okrywają się złą sławą. Sama mam dziecko w wieku komunijnym. Współczuję tym księżom, którzy są właściwymi osobami na właściwym miejscu. Niestety tyle się mówi o tych złych przykładach, że wszyscy patrzymy na przedstawicieli Kościoła z ostrożnością…
A: Kiedy postanowiłaś, że chcesz zostać mistrzynią ceremonii na świeckich pogrzebach? Co cię zainspirowało?
M: Postanowiłam zostać mistrzynią ceremonii po świeckim pogrzebie mojego taty, który odbył się ponad dwa lata temu. Wszystko było inne niż na pogrzebie wyznaniowym. W centrum był zmarły, historia jego życia. Dodatkowo zachwyciła mnie poezja i rozważania filozoficzne. Ale także praca z mistrzem, przed ceremonią. Ciepło, zaangażowanie, wsparcie.
A: Co trzeba zrobić? Jaką drogę formalną przejść, żeby zostać mistrzem/mistrzynią ceremonii pogrzebowej?
M: To jest bardzo złożone, nie da się tak wprost odpowiedzieć. Ja wszystkiego dowiadywałam się sama, sama wydeptałam sobie ścieżkę. Jak do każdego zawodu trzeba mieć predyspozycje, coś, z czym należy się urodzić, czego nie da się wyuczyć jak warsztatu. Wysoka kultura osobista, empatia, wrażliwość, zdolności interpersonalne, talent oratorski, umiejętność skupiania na sobie uwagi, można powiedzieć „magnetyzm”. Mistrz musi budzić zaufanie całym sobą: tym jak wygląda, jak mówi, co mówi.
A: Ale czy osoby, które się tym zajmują, są jakoś zrzeszone? Wiadomo, ile osób w Polsce wykonuje ten zawód? Czy też jest to profesja w żaden sposób nieuregulowana.
M: Można być zrzeszonym, ale nie ma takiego obowiązku. Ja jestem członkiem Stowarzyszenia Pogrzebowego i, z tego, co pamiętam, w Stowarzyszeniu jest około 60 mistrzów. Żeby się dostać do Stowarzyszenia, konieczne jest pozytywne przejście rozmowy kwalifikacyjnej z prezesem. Prezes Krzysztof Wolicki musi osobiście poznać osobę, którą ewentualnie przyjmie w szeregi stowarzyszonych mistrzów. Później ją rekomenduje. To była dla mnie poważna sprawa.
Jak wygląda kwestia pozyskiwania zleceń? Co działa? Reklama, czy polecenia, jako osoby, która cieszy się poważaniem i zaufaniem w swoich stronach?
M: Tak jak wszędzie, żeby zaistnieć, trzeba zadbać o reklamę, nawiązywać współpracę z zakładami pogrzebowymi. Ale nade wszystko gwarantować wysoką jakość ceremonii, bo to z kolei powoduje, że zaczyna działać tak zwany marketing szeptany.
A: Jak z twojej perspektywy wygląda sytuacja w rodzinach, w których są osoby wierzące oraz niewierzące? Czy najbliżsi, którzy są wierzący, zawsze respektują wolę niewierzącego członka rodziny, który odszedł? Jak to jest w odwrotnym przypadku, gdy niewierzący organizują pochówek osoby wierzącej?
M: Mam jedną zasadę – kiedy telefonuje do mnie rodzina, nigdy nie wypytuję o powód, dla którego wybierają mistrza. To są często bardzo osobiste sprawy. Jeśli sami mówią, słucham i szanuję taki wybór. Jeśli nie, mają prawo do tej intymności. Rodziny raczej nie wprowadzają mnie w tajniki swoich spraw. Czasem bywa, że wspominają, że to była wola zmarłego, bądź też, że to jest ich decyzja.
A: A jak podchodzą do tematu księża?
M: Nie chciałabym wypowiadać się na temat podejścia księży do ceremonii świeckich, bo nie mam wiedzy ogólnej na ten temat. Ze słyszenia wiem, że większość nie jest zachwycona. Powody są oczywiste.
A: Czy są specjalne strefy na cmentarzach na pochówek osób niewierzących? Czym wyróżniają ich nagrobki?
M: Na szczęście nie ma żadnych specjalnych stref, nie ma segregacji. Ustawa z 1959 r. gwarantuje pochówek na cmentarzu rzymskokatolickim nawet osób niewierzących. Jeśli rodzina ma swój plac bądź grób, w którym leżą już członkowie rodziny i do nich ma być dochowany ateista, to żaden ksiądz na żadnym cmentarzu rzymskokatolickim w Polsce nie ma prawa odmówić pochówku. Pojedyncze nagrobki ateistów od nagrobków wierzących wyróżniają się zazwyczaj brakiem symboli religijnych.
A: Na fotografiach można zobaczyć, że masz przepiękny strój. A jak przygotowujesz się do ceremonii od tej najważniejszej strony?
M: Najważniejszy dla mnie aspekt przygotowania do ceremonii to napisanie mowy pożegnalnej, a żebym mogła to zrobić, muszę poznać historię zmarłego. Służy temu kwestionariusz, który uzupełniają bliscy oraz służą temu rozmowy, podczas których dowiaduję się kolejnych rzeczy, o których rodzina zapomniała wspomnieć w ankiecie. To są często bardzo poruszające i czułe opowieści.
A: Czy są jakieś odgórne wytyczne odnośnie do obowiązkowych punktów ceremonii pogrzebowej, czy też każda uroczystość jest przygotowywana pod indywidualne oczekiwania?
M: Jak najbardziej są obowiązkowe punkty: powitanie żałobników, poezja, laudacja — czyli przemowa na cześć osoby żegnanej, akcenty muzyczne, rozmyślania filozoficzne, znowu opowieść o zmarłym, minuta ciszy, pożegnanie z urną lub trumną, modlitwa. Z tym że Modlitwa też może być na życzenie rodziny i muszę powiedzieć, że wbrew nazwie „świecki pogrzeb”, pojawia się bardzo często.
A: Jakie utwory literackie, muzyczne pojawiają się najczęściej? Jeśli takie coś w ogóle zauważasz.
M: Nie, nie można mówić tutaj o tym, co pojawia się najczęściej, ponieważ każda rodzina to inny gust muzyczny, inne ulubione utwory. Ja czasem proponuję poezję i staram się te mowy czynić również pod tym względem niepowtarzalnymi. Często wybieram wiersze Wisławy Szymborskiej, czy Kai Kowalewskiej. Bywa też tak, że rodzina ma swoje preferencje i od razu przesyła mi utwór poetycki.
A: Czy masz w pamięci taki najbardziej poruszający pochówek, który prowadziłaś?
M: Jest ich wiele. Zawsze te najbardziej poruszające i wyczerpujące to pogrzeby dzieci i nastolatków. Również niezwykłe są pogrzeby, gdy umierają dorosłe dzieci, a nad ich grobem stoją ich rodzice.
A: Może jednak jesteś w stanie opowiedzieć coś. Nawet takiego niekoniecznie tragicznego — wiesz, to bez nazwisk jest.
M: Żegnałam Pana Andrzeja, którego Rodzice płakali wtuleni w moje ramiona. Żegnałam dziewiętnastoletnią Mold — miałam na ramieniu tęczową opaskę. Żegnałam malutkiego Michałka, który całe swoje osiemnastomiesięczne życie spędził w hospicjum. Jestem w takich momentach mocno poszarpana od środka, serce mam popękane. Ale czuję, że robię coś dobrego. Płaczę z Nimi.
A: Co jest twoim zdaniem najtrudniejsze w tym zawodzie?
M: Sam warsztat nie stanowi on dla mnie żadnej trudności. Najtrudniejsza dla mnie bywa rozmowa z rodziną, której bliska osoba popełniła samobójstwo.
A: Jak sobie wtedy radzisz psychicznie?
M: Jestem wyczerpana, bo tak naprawdę nie jestem w stanie pomóc tej żyjącej osobie. Ona musi sobie sama poradzić z poczuciem winy, z wyrzutami sumienia. Moim zadaniem jest przekonanie tej osoby, że zrobiła wszystko, co mogła dla swojego bliskiego i wyraźne wyartykułowanie, że to nie jest jej wina. Po rozmowie, trwającej często i dwie godziny, mam poczucie, że ta osoba poczuła ulgę.
A: Potrafisz później zadbać o swój odpoczynek? Naładować baterie?
M: Wracam do domu, przytulam się do męża, który ze mną ostatnio pracuje i bardzo mi pomaga, jadę do wnusi, której uśmiech sprawia, że wszystkie troski i nawet zmęczenie mija. Jestem otoczona miłością i ta miłość daje mi siłę.
A: Twoją główną działalnością jest pisanie powieści, masz również na koncie książki dla dzieci. Ulubione tematy to jednak kobiece sprawy z dużym naciskiem na tematy społeczne. Miałam okazję przeczytać fragmenty twojej książki „Nie bo piekło”. Przyznam, że jako osoba wysokowrażliwa, odpuściłam. To lektura niesamowicie poruszająca, u wielu czytelniczek wyciskająca łzy. Skąd potrzeba dotknięcia tematu prawa do aborcji i przedstawienia tych różnych, niezwykłych perspektyw?
M: To proste. Wszędzie tam, gdzie dzieje się ludziom krzywda, gdzie łamie się prawa człowieka, gdzie głosi się homofobiczne treści, pisarz musi reagować. Ja wybrałam taką akurat drogę pisania o sprawach naszych codziennych bolesnych, takich, które rozbudzają emocje i wyprowadzają tłumy na ulice.
A: Co czujesz po ostatnich wyborach parlamentarnych?
M: Czuję ogromną ulgę, ale też trochę niedosyt. Czuję też dumę z młodzieży i satysfakcję, że kobiety wreszcie się ruszyły.
A: Jesteś za większym rozdziałem państwa od kościoła?
M: Oczywiście. Ten szlak został już przetarty przez inne kraje europejskie i przynosi tylko dobre efekty.
A: Będzie coraz więcej świeckich pogrzebów?
M: Od 2019 r. liczba ceremonii świeckich systematycznie rośnie. Było ich 2 proc. wszystkich pogrzebów, a teraz od czterech do sześciu procent.
A: To pozostaje mi życzyć dużo weny do pisania i siły w tym wymagającym zawodzie mistrzyni świeckich pogrzebów. A nam wszystkim, żebyśmy po prostu zawsze mieli wybór.
M: Pięknie dziękuję za szanse opowiedzenia o moim nietuzinkowym zajęciu.
Monika Sawicka Kacprzak ma w swoim dorobku literackim kilkanaście książek, w tym bestsellery: „Kruchość porcelany”, „Mimo wszystko”, „Serwantka” oraz „Dobrze, że jesteś”. Dla najmłodszych czytelników stworzyła cykl opowiadań o przygodach psa Kajtusia. Jest współzałożycielką i czynną działaczką Fundacji „Dave-Mecum – chodź ze mną”, która wspiera młode talenty.