OTULIĆ SIĘ KOŁDRĄ I ZOSTAĆ TAM NA ZAWSZE…
Czesław Niemen znowu śpiewa o mimozach, a ja nie jestem tą która wychodzi na ulicę , ani tym bardziej do cukierni. Ta piosenka będzie o zjeżdżaniu w dół. Ostatnimi czasy chcę zaszyć się pod kołdrą i zostać tam na zawsze ! Wiem, że pewnie większość z Was ma swoje osobiste, smutne piosenki o żółtych liściach, które spadają z drzew odsłaniając gołe badyle, o ogrodzie, który posmutniał i o zmęczonej trawie. Piosenki o byciu króliczym bobkiem, który siedzi z głupią miną, w wielkiej piżamie i tłustym włosem, w dwóch różnych skarpetkach.
Tak się składa, że tą piosenkę śpiewają nawet Ci, którzy chojraczą, że są silni i problem „bycia króliczym bobkiem w depresji” już ich nie dotyczy. Potem nagle ktoś się okaże niefajny, zepsuje Ci się samochód, stracisz pracę i nawet się nie obejrzysz kiedy twój świat zamieni się w czarno biały thriller.
Kryzys rozpoczyna moment, po którym już nic nie będzie tak jak dawniej…
Świat nie przestanie mnie zaskakiwać…nigdy ! Nawet kiedy trzymam się życia jednym jedynym włosem i jednym zębem. Obiecuję, że ten wpis nie wpędzi Was w czarną dziurę – wręcz przeciwnie ! Uprawianie mordęgi jest wyczerpujące, ale czegoś uczy. Każdy dół da się zakopać, albo zbudować drabinę, po której można z niego wyjść. I choć bycie w czarnej dupie nastraja do bycia w czarnej dupie, to ja wychodzę z niej zawsze małymi kroczkami. Ruszam jak w znanym wszystkim z dzieciństwa wierszu Tuwima „Lokomotywa”. Najpierw powoli jak żółw ociężale wykonuję zajęcia, którymi gardzą księżniczki a zmuszone są wykonywać matki polki. Zaczynam od ugotowania zupy, potem zaklinam rzeczywistość strojem i tuszem o rzęs.
Drabinki i schodki
To co pisała o wychodzeniu z dołów Katarzyna Miller uważam za fenomenalne: ” Wykorzystaj czas, kiedy nie jesteś na zjeżdżalni, czyli kiedy jesteś w fajnym stanie, i wtedy pamiętaj, że miewasz zjeżdżalnie…twoje dobre stany mają służyć temu, żebyś budowała sobie schodki, albo drabinki sznurowe .” Znaczy tyle co, kiedy nie jestem zalana emocjami i „trzeźwa” przypominam sobie ciąg zdarzeń, który spowodował, że jestem na tej cholernej zjeżdżalni. Przyglądam się temu mechanizmowi i kiedy tylko zbaczam w nieszczęsną dziurę, buduję swoje mosty z całą mocą i wrażliwością. Tym oto optymistycznym akcentem kończę ten wpis i życzę Wam budowania swojej osobistej, prywatnej drabiny kawałeczek po kawałeczku.
Foto – Anna Paśnik
Make up, hair – Agata Firlej Make up & styling
Wow, ale super foty,ciekawy tekst 😛
Muszę przyznać, że post mnie mocno ścisnął w środku. Borykam się z dołkami ostatnimi czasy bardzo często, ale zawsze, tak jak Ty, malutkimi, koślawymi kroczkami staram się z tego bagnistego dołka wyjść. Moim sposobem jest po prostu ubranie się i wyjście z mieszkania. Świeże i mroźne w ostatnimi czasy powietrze, otrzeźwia. Nie zawsze pomaga, ale przewietrza mózg wypełniony plątaniną myśli różnej treści. Potem załączam film, taki do płakania, albo słucham smutnej muzyki. Przeżywam swoiste katharsis i wstaję z nową energią i siłą. Trzeba żyć, bo życie jest zbyt krótkie, nawet gdy jest cały czas pod górkę… 🙂 Dziękuję za ten wpis i piękne zdjęcia.
Dziękuję za komentarze :), Mona, jeśli teraz jest pod górkę to pewne, że zaraz będzie „z”, trzeba pamiętać o tym, że to tylko taki czas, który się przecież kiedyś skończy. Żyj, kochaj i wychodź jak najczęściej na to świerze powietrze 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie !
Doroto, dokładnie tak czynię 🙂 Szkoda mi życia na te wszystkie smuty i brak siły 😀