„NIE PATRZ NA MNIE Z GÓRY, CHYBA ŻE POMAGASZ MI WSTAĆ”
Nie muszę podążać za modą i bywać na przyjęciach. Nie potrzebuję mieszkać w wielkim mieście – im mniej plastiku, tym lepiej. Jednak, tam gdzie jestem, muszą być ludzie. Ku mojej radości mieszkam w mieście, gdzie ilekroć gdzieś wychodzę – spotykam kogoś znajomego. I choć bywam wściekła i obrażona na to miasto, to nie zamieniłabym go na żadne inne. Nie chcę zalewać was jednak słowami… do rzeczy. Zaczęłam od ludzi, bo o nich będzie ten wpis. O właściwym doborze ludzi, z którymi jest mi czasem jest mi po drodze. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że niektóre znajomości budzą we mnie sprzeczne uczucia.Poznaję kogoś, na zasadzie wielkiego „wow”, z jeden strony czuję coś na kształt podziwu, a z drugiej czuję się jak w zbroi. Zajęło mi sporo życia, zanim zorientowałam przy kim zawsze mogę być sobą, a w czyim towarzystwie podlegam nieustannej ocenie. Znacie takie niby „poprawne” rozmowy, zawierające tycie mikroigły. Nie widać ich, po przykrywa je uśmiech, ale można poczuć ich moc. Ilekroć jestem po takiej rozmowie czuję, że coś jest nie „halo” i sprawdzam w lustrze, czy aby wszystko ze mną ok ?
Jestem mała, ale siedzę w ostatnim rzędzie i patrzę na was z góry…
Tacy, którzy uważają się za lepszych, to mali ludzie, którzy zawsze siadają w ostatnim rzędzie. Z wyrazem nieskrywanej satysfakcji patrzą na innych z wyższością. To czyste i smutne dzieci, które zawsze bawią się tak, aby zrobić plamy. Ich mamy to piękne i dostojne lale. Każdego dnia te wyrafinowane piękności wkładają wiele wysiłku w to, aby mucha nie siadła na ich kapeluszu. Nie jest to łatwe i zabiera im to dużo energii.
Zawsze udaje im się zrobić dobrą minę do złej gry. No może prócz nocy. Wtedy, kiedy wszyscy śpią dorosłe i perfekcyjne kobiety, zamieniają się w małe skulone dziewczynki. Płaczą, chowając pod poduszkę pretensje do całego świata. Śnią im się ideały. Ich sen się nigdy nie ziści, dlatego właśnie poranki bywają najsmutniejsze. Perfekcyjne dziewczynki pochodzą z „tzw” dobrych domów, gdzie nie mówi się na głos, zwłaszcza słów takich jak „kocham”. Domownicy nie obdarzają się nigdy dotykiem i czułym gestem. Wychodząc z domu nie zapominają założyć maski. Życie nieustannie, myli im się ze szkołą i wciąż czekają na dobre oceny. W środku krzyczą, na zewnątrz ułożone i poprawne. Wciąż startują w wyborach, zakładając na twarz uśmiech gubernatora. Swoją wartość mierzą tym, co udało im się osiągnąć. Zawsze jest to „prawie”, nigdy „wystarczająco”. Teraz dla nich nie istnieje, bo wciąż myślą o jutro. Patrzą na innych, szukając wrażliwych miejsc i wpuszczają tam truciznę. Są jak w kołowrotku. ” Gubią wątek i dni”, wciąż słysząc prędzej.
” W każdym ze światów istnieją sprawy, rzeczy i zjawiska nie do wytłumaczenia przez człowieka. Najbardziej mądrzy uczeni są bezradni, i choć dobrze jest znać odpowiedź na większość zagadek i tajemnic, jakie niesie ze sobą życie, bodaj parę winno zostać nie rozwiązanych, dla dobra samego człowieka, aby nie urósł w pychę, sądząc, iż jest ponad wszystkim i wszystko wie. A także dla dodania urody życiu, które bez tajemnic jest jak chleb bez soli”. Dorota Terakowska „Córka czarownic”
Foto – Anna Paśnik
Make up, włosy – Agata Firlej
Dla mnie pycha i wyniosłość, to forma agresji. Tacy ludzie swoimi, jak to napisałaś mikroigłami potrafią wyrządzić wiele krzywd. No i są persona non grata w towarzystwie, bo robią duszną atmosferę gdziekolwiek by się nie pojawili.
Zgadzam się z Tobą Moniko, to jest forma agresji słownej.
Ja się boję takich ludzi, chyba za często takie osoby gościły w moim życiu i „budowały” swoją wartość. Dzisiaj wyczuwam je na odległość i trzymam na dystans.