Podobne treści

4 komentarze

  1. Brzmi ciekawie 🙂 ja z kolei wierzę, że wychowanie dziecka to ciężka, acz konieczna praca, śmieci segreguję ze zgrzytaniem zębów, a o slowlife gdzieś kiedyś słyszałam, ale nie miałam czasu, aby się przyjrzeć bliżej. Niemniej jednak,a może tym bardziej, chętnie zapoznam się z innym punktem widzenia 🙂 czekam na kolejne wpisy i życzę wielu sukcesów w blogowaniu 🙂

  2. Niesamowita historia. Sama pewnie nie odważyłabym się wyemigrować aż tak daleko – a slowlife lubię na krótko, natomiast na co dzień wolę intensywność w moim życiu.

    1. Nie uważam, żeby moje życie było mało intensywne. Mając dziecko – szczególnie szaloną i wymagającą dwulatkę ciężko o brak intensywności. Życie na wsi oczywiście nie jest dla każdego i nie każdy się odnajdzie w takim trybie. Przez slowlife rozumiem luźniejsze podejście do życia, więcej czasu dla rodziny i „niepolski” stosunek do pracy. Taki bez spiny i na luzie. Chodzi mi o takie typowe islandzkie podejście. Jednak jeśli ktoś tego nie doświadczył to ciężko mi to będzie opisać w słowach. Mój brat który od czasu do czasu wpada w odwiedziny i miał okazję kilka dni pracować na szklarni powiedział, że „pracując ma czas na kontemplacje bytu” . A na co dzień to szalenie intensywny człowiek, prowadzący swoją firmę 😉

  3. O kurcze, dokladnie mam tak samo, nigdy nie myslalam, ze wyjade z kraju (mieszkam prawie 20 lat na emigracji). Dzieci – nie powiem, bardzo mgliscie o nich myslalam przed, a okazalo sie, ze wypelnily cale moje zycie i lacznie kilka lat karmienia piersia (czego jestem goraca orendowniczka).

Możliwość komentowania została wyłączona.