Podano do stołu! Zapraszam na ucztę :)
Kiedy zaczęłam publikować w Internecie, wychodząc do przestrzeni publicznej, przeżywałam trudne chwile. Tańczyłam wtedy jedyny w swoim rodzaju taniec. Krok do przodu – „Halo! Jestem tutaj i mówię do was”. Następnie kilka kroków w tył – „Jednak wychodzę. Do zobaczenia albo niezobaczenia” Potem było już tylko okopywanie się w zaciszu swojego strachu.
Ten tekst jest o rozdawaniu siebie na drobne i podawaniu się innym na tacy, ale również o zrozumieniu jaka ma być ta moja „droga artystki”, abym chciała nią kroczyć nie będąc głodna.
Moja wewnętrzna artystka była jak mitologiczna Dafne, uciekająca przed popularnością nimfa, która wyprosiła ojca, aby zamienił ją w drzewo wawrzynu, stając się symbolem miłości niedostępnej i dziewictwa 😉
Wydawało mi się, że nie mogę być sobą i pokazać różnorodności swojego człowieczeństwa.
Z tyłu głowy miałam porady o „spójności”, o tym, że wszystkie moje kawałki muszą być tego samego koloru i faktury. Jeśli choćby jeden jest chropowaty, to już nie jesteś spójna. Pokażesz kawałek pokryty brokatem, to pyk – dostajesz szufladę z napisem: „dziecinna” a jeśli świecisz, to razisz po oczach. Nie możesz też popełniać tak zwanych błędów, mylić się, czyli mówiąc innymi słowy- swobodnie doświadczać życia.
A co najgorsze to jesteś coś „winna” wszystkim ludziom, którzy potrzebują twojej uwagi, bo odważyłaś się przemówić w przestrzeni publicznej. Zrozumiałam też, że social media wzniecają coraz większą potrzebę oceniania innych.
Czy możemy cokolwiek wiedzieć o życiu innych, siedząc w swoim bezpiecznym grajdołku własnego życia? Czasami widzę oceniające treści, przemielonych po raz setny artykułów z mainstreamowych serwisów, które ranią. Wiem to, bo oglądam dokumenty na temat życia artystów, pokazujące jak czuje się taki człowiek, kiedy dociera do niego jad oceny. Jak bardzo to niszczy i blokuje na dalszą kreację.
Pomocy! Spójrz na mnie!
Moim zjadaczem energii była ludzka roszczeniowość. Postawą mówiąca – daj mi z siebie jak najwięcej, daj mi swoją uwagę, porozmawiaj ze mną, wysłuchaj mnie, doradź mi, popatrz na mnie, jestem tutaj, tchnij we mnie choć trochę życia. To mnie bardzo zamykało i oddalało od kroczenia swoją drogą.
Jednak będąc świadoma praw energetyczno duchowych, wiedziałam, że wszystko, co mnie porusza, jest lustrem mojego wnętrza, że stale doświadczam tego, kim sama jestem.
Ta roszczeniowość przypomina mi o tym, że jakaś część mnie, wciąż chce dawać. Niepewnie udowadniać swoją wartość, w poczuciu braku kompletności. Jeśli czujesz, że robisz podobnie, to dobrze radzę, spójrz na swój wewnętrzny głód. Zacznij rozeznawać własne potrzeby i nakarm je tym co najlepsze 🙂
Może tak jak ja, poczujesz ulgę, że tak po prostu można cieszyć się życiem! Bez misji dla ludzkości, bo dawanie w momencie swojego wyczerpania kosztuje nas często zdrowie i własne życie. Nie ma nas dla siebie, ani naszych bliskich.
Współtwórcy versus osamotnieni artyści
Kiedyś w medytacji zobaczyłam, że proces twórczy jest jak mandala, a nawet spirala…
Energia, która jest w ruchu, wraca, do ciebie, bogatsza w nowe jakości, kiedy twórca staje się współtwórcą. Kimś, kto zaszczepia idee, ale potrafi również słuchać innych i sprawić by to, co tworzy, nabrało zupełnie nowego kształtu. Działa w interakcji z ludźmi, nie tylko “daje”, ale też słucha, ucząc się od innych.
Teraz pytanie do ciebie – drogi artysto, droga artystko: czy potrafisz brać?
Bez przyjmowania tylko pompujesz swoje ego. Bez słuchania swojego „plemienia” staniesz w obliczu samotności, wyalienowania, wyczerpania. Tutaj ku inspiracji polecam dokument “Trylogia Kanye”.
W historii Kanye Westa można dostrzec geniusz twórczy, który bardzo chciał stać na scenie i być podziwiany, nie będąc na równi z innymi. Mam wrażenie, że artysta wpadł w pułapkę poczucia wyższości, wyjątkowości, bycia ponad, widzenia spraw najlepiej i ponadprzeciętność.
O czym jest to rozdawanie siebie?
Jest wiele perspektyw i wglądów na ten temat. Mój własny mówi, że kiedy jestem osadzona we własnym życiu, na swoim miejscu i drodze, to nie czuję potrzeby rozdawania siebie i wystawiania siebie na tacy. Moje tu i teraz wydaje się wtedy tak ważne, że najpierw nakarmię siebie, a potem wyjdę do innych i zjem to, co wyda mi się najsmaczniejsze 🙂
Jedzenie przy wspólnym stole uważam za piękną metaforę, bo jeśli nasza energia płynie w obwodzie, to wraca do nas i wtedy wszyscy czujemy się nakarmieni.
Jeśli chcemy jeść zawsze w pojedynkę, to nasze posiłki z czasem staną się nudne, staniemy się też ślepo zafiksowani na swoją perspektywę. Jeśli zasiądziemy do stołu z potrzeby udowadniania swojej wartości-stracimy mnóstwo energii. A teraz zadaj sobie pytanie, co sprawia że tańczysz, co daje ci energię do życia, co cię karmi? I tak cię tutaj zostawię, dzieląc się jeszcze tylko intencją, aby moja własna kreacja, stała się arcydziełem bliskości międzyludzkiej 🙂
Dorota Pawelec
Jeśli chcesz popatrzeć na swoje życie jak na proces twórczy, zapraszam cię na sesje pogłębiające połączenie z ciałem, o których przeczytasz TUTAJ.
Zdjęcia do tekstu – Grzegorz Cis
MUA – Moinika Karpiuk