Na ile potrafisz przyjąć swoje ciało? – wywiad z Izabelą Cisek-Malec
Iza Cisek-Malec – pracuję jako Coacherka Ciała, nauczycielka świadomej seksualności, trenerka relacji intymnych. Pełnymi garściami czerpię z mądrości dawnych przekazów z ich bogactwem mitów i symboli, które zamieszkują naszą nieświadomość. A ponieważ to, co nieświadome, zapisane jest w ciele, pracę z archetypami bardzo często wykorzystuję w zgłębianiu aspektów kobiecej i męskiej seksualności. Pomagam kobietom, które chcą zadbać o relację z własnym ciałem, by mogły lepiej zarządzać swoją energią, także seksualną. Jak również tym, dla których ważna jest intymność z samą sobą i innymi oraz świadomie tworzone relacje intymne. Jestem autorką wielu programów pracy z kobiecą seksualnością i ucieleśnianiem, a mój najbardziej znany warsztat to „Święta Ladacznica w Tobie – powrót do boskiej seksualności”, którego najbliższa edycja zaczyna się 1 marca, Obecnie pochłania mnie praca nad książką, która dedykowana jest archetypowi Świętej Ladacznicy.
Dorota Pawelec: Jak doszło do tego, że zaczęłaś pracować z kobietami w obszarze ciała i seksualności?
Izabela Cisek-Malec: Niedługo minie dziesięć lat, odkąd się tym zajmuję! Wcześniej przez kilkanaście lat pracowałam jako stylistka, dziennikarka, redaktorka w magazynach Twój Styl, Viva, Viva Moda, współpracowałam z Cosmopolitan i innymi czasopismami. Karierę skończyłam jako wicenaczelna czasopisma Gala, a więc językiem z dawnego świata można powiedzieć, że odniosłam sukces.
Jedak czułam wtedy, że moje życie „ślizga się” po powierzchowności, skupiałam się na wyglądzie. Moja decyzja o zmianie była świadoma. W tę stronę, gdzie jestem teraz, pchnęło mnie pewne doświadczenie. Pomagałam wówczas tworzyć kobietom wizerunek, bardzo często pracowałyśmy przed lustrem.
Zastanawiało mnie wtedy i delikatnie przerażało, że kobiety, z którymi pracuję, widząc swoje odbicie pełne były nienawiści. Była to odraza do własnego ciała. Mogłam cokolwiek zaproponować w sferze stylu czy ubioru, ale najpierw trzeba było tę nienawiść rozpracować i spojrzeć na nią z dystansem. Przyjrzeć się całej przestrzeni emocji, myśli, spostrzeżeń i tego co się w tych kobietach wcześniej działo.
Zauważyłam, że najfajniejszy wizerunek powstaje wtedy, kiedy kobiety opowiadają mi o sobie, o tym gdzie są w danym momencie życia, o tym kim są. Zorientowałam się więc w pewnym momencie, że nie mam wystarczających kompetencji, aby kontynuować tę pogłębioną pracę. Zwierzały mi się, opowiadały mi o relacjach, o związkach, o mężczyznach, o ciele – które jest z jednej strony bardzo intymne, a z drugiej bardzo socjalne. Ludzie nas przez nie postrzegają, dlatego bardzo ważne jest to aby dobrze się w nim czuć.
D.P.: To doprowadziło Cię do zmiany?
I.C.-M.: Nie chciałam zatrzymywać się na powłoce zewnętrznej i stroju. Choć to wszystko jest również istotne. To dało mi impuls do rozwoju, skończyłam szkołę trenerek, a potem szkolenia, kursy i studia.
D.P.: Skierowałaś swoją uwagę na inny aspekt?
I.C.-M.: Moja wcześniejsza praca również dotyczyła kwestii ciała, nawet jeśli to była praca stylistki. Ubrania są ważne, to nasza persona, to maski, które zakładamy na co dzień idąc w świat. Ważne jest, by zyskać świadomość tego, co na siebie nakładamy.
D.P.: Co jest według Ciebie podstawą problemów jakie mają kobiety z ciałem?
I.C.-M.: Ciało to podstawa świadomej seksualności. Nie można objąć w pełni własnej seksualności, nie akceptując swojego ciała. Wszystko zaczyna się od tego, na ile potrafimy przyjąć nasze ciało. Na ile możemy się na nie zgodzić.
D.P.: Zgodzić się na nieidealność?
I.C.-M.: Tak, bo nie wszystko we mnie jest takie, jakbym tego pragnęła. Czy znasz to wspaniałe, ale i nierealistyczne hasło: „pokochaj swoje ciało!”? Nagle neguję, udaję, że nie ma we mnie tego, co mi się nie podoba. Ja zachęcam kobiety do tego, by pozwoliły sobie na to, że może nie wszystko im się w nich podoba. Jednak mogę przyjąć i siebie, i swoje ciało takie, jakie jest. I bardziej nauczyć się w nim być oraz doświadczać życia z jego poziomu, niż oceniać je krytycznym okiem.
Można to łatwo zauważyć: na ile ktoś lubi swoje ciało. Choćby na poziomie energii, wibracji i czaru, jaki ta osoba wokół siebie roztacza. Niestety ideał medialny nie wspiera kobiet, mężczyzn zresztą też nie. Pomysły na to, jak mamy wyglądać według mediów, przyczyniają się do dużej dezintegracji w kobietach. Nierealistyczne standardy są przyczyną bólu i braku możliwości przyjęcia siebie w pełni. Od paru lat obserwują na szczęście, jak powolutku od tego odchodzimy.
D.P.: W jaki sposób się od tego odchodzi?
I.C.-M.: Powstają sesje kobiet, które urodziły dzieci i pokazują się z rozstępami, z tłuszczykiem, wałeczkami, krągłościami. Inny znany mi projekt to kalendarz z udziałem kobiet, które nie są modelkami, sfotografowanych przez Zuzę Krajewską. Dla mnie niesamowite było zobaczyć, ile pojawiało się hejtu pod tymi zdjęciami, który wypłynął od kobiet.
D.P.: Dlaczego kobiety są dla siebie tak surowe?
I.C.-M.: Jeśli ja tak bardzo nie cierpię i nienawidzę mojego ciała, a także nie potrafię go przyjąć, to trudno mi patrzeć na inne kobiety, być może takie, które siebie akceptują. Choć wcale nie wyglądają „idealnie”!
D.P.: Czy tylko z powodu mediów kobiety nie akceptują siebie?
I.C.-M.: Jedna rzecz to media, a druga to przekaz dotyczący oddychania. Nie oddychamy pełną piersią, żeby nie czuć. Mamy spłycony, zatrzymany oddech.
D.P.: Można się tego nauczyć przez poród?
I.C.-M.: Tak, wtedy ta umiejętność okazuje się niezbędna! Jednak dobrze jest nauczyć się oddychać już teraz. Kiedy oddychasz, schodzisz do ciała, jesteś w kontakcie ze swoimi emocjami. To ważna kobieca ścieżka. Często mówi się, że kobiety są zbyt emocjonalne. Powiedzieć kobiecie: „przestań czuć”, to niemal jak obciąć jej rękę! Pracuję z kobietami po to, aby nauczyły się odzyskiwać dostęp do swoich emocji. Sztuka polega na tym, aby nie blokować emocji, ani nie lgnąć do nich i nie iść za nimi, tylko pozwolić im przepływać. Aby kobiety osiadły w ciele na powrót – potrzebują objąć swoją emocjonalność.
D.P.: A co się dzieje kiedy są skrajne ?
I.C.-M.: My – kobiety – potrzebujemy przestać analizować swoje emocje. Owszem, można się nimi w ten sposób zajmować podczas terapii, kiedy wymaga tego sytuacja. Kiedy nauczymy się umiejscawiać emocje w ciele, dowiemy się, że są do przeżycia, a nie do analizowania. Są one ważną informacją o tym, co się wewnątrz nas dzieje. Informują o tym, że jakaś potrzeba jest niezaspokojona. To sygnały, których nie należy lekceważyć.
I ważne jest, by odróżnić uczucia – czyli bardziej reakcje, które odbieramy z ciała na to, co dzieje się tu i teraz od emocji. One z kolei są bardziej zakorzenione w wydarzeniach z przeszłości, jeśli nie były w pełni przeżyte i „wypuszczone” z ciała, mogą odpalić z pełną mocą i nieadekwatną do sytuacji siłą!
D.P.: Co się dzieje kiedy przejmujemy cudzą emocję jako własną?
I.C.-M.: W moim poczuciu nie przejmujemy niczyich emocji – ten mechanizm polega na tym, że jeśli energia pewnej emocji „unosi się w powietrzu”, naciska na guziczek z moją nieprzeżytą emocją. Choć wiele osób, często kobiet, ma też taką zdolność, żeby „sczytywać” z innych ich emocje, bo to mogło kiedyś służyć przetrwaniu. Warto przypomnieć sobie prawdę, że każdy z nas odpowiada tylko za swoje własne emocje.
D.P.: Co jest jeszcze przyczyną nieakceptacji własnego ciała?
I.C.-M.: Wszystkie przekonania, skrypty, schematy, podłączone pod seksualność. Przekazy werbalne, niewerbalne oraz brak komunikatu również. Już nie mówiąc o poczuciu winy i wstydu, które często tym obszarom towarzyszą.
D.P.: Skąd bierze się wstyd dotyczący własnego ciała?
I.C.-M.: Wstyd to emocja o niskiej wibracji. Odnoszę wrażenie, że szczególnie w Polsce jesteśmy tak kulturowo uwarunkowane, że mamy w sobie całe tony wstydu. A gdzie mieszka seksualność? W miednicy, w dole brzucha, w waginie. Przez ostatnich kilka tysięcy lat mówiono kobietom, że te części ciała są nieczyste, brudne, złe, że to obszar, którego trzeba się wstydzić.
Dodatkowo, brakuje nam ładnych słów na określanie intymnych części kobiecego ciała. Albo mówimy o nich wulgarnie albo w sposób zmedykalizowany. Ja nazywam waginę „joni”, co w sanskrycie oznacza „święta przestrzeń”. Podoba mi się to określenie i obserwuję, że kobiety otwierają się na ten dźwięk. Mnie także ono służy, ale zachęcam do szukania swoich słów, swoich nazw, które od-wstydzają naszą seksualność.
D.P.: A milczenie, omijanie tematu seksualności?
I.C.-M.: Jeśli w domu nie było rozmów o seksie albo „tych częściach ciała”, to brak zdrowego przekazu stanowił pewną informację i z pewnością nie przyczyniał się do budowania dobrej relacji z całym ciałem oraz cieszenia się seksualnością.
D.P.: Co się dzieje kiedy kobieta zaczyna oddychać?
I.C.-M.: Kiedy kobieta oddycha głęboko, odczuwa swoje różne emocje i zyskuje dostęp do tego, co się w niej i z nią dzieje. Z czasem w jej ciele otwiera się przestrzeń dla przepływu energii seksualnej, pojawia się odczucie ciepła, ożywienia, podniecenia. Wtedy zaczyna kobieta wchodzić w kontakt ze swoim ciałem.
D.P.: Na co kobieta się otwiera, kiedy zaakceptuje i pokocha ciało?
I.C.-M.: Przede wszystkim na samą siebie i swoje potrzeby. Buduje zdrową relację ze sobą, a potem z innymi. Zaczyna doświadczać życia z poziomu ciała, z miejsca bycia w tu i teraz. Dosłownie zamieszkuje każdy łuk i krągłość swego ciała, inaczej się porusza. Cieszy się swoją seksualnością. Często odkrywa uśpione dotąd talenty, czasami znajduje pracę bardziej zgodną z tym, kim się stała.
D.P.: Gdybyś miała podsumować to czym jest seksualność?
I.C.-M.: Przejawia się ona na poziomie fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Energia seksualna jest energia życiową, wibracją, siłą, która przepływa przez moje ciało. Jest tym, co łączy mnie ze mną samą, z innymi ludźmi, z kosmosem. To tak ogromna przestrzeń, że trudno to zamknąć w kilku zdaniach.
D.P.: Seksualność to baza od której wszystko się zaczyna?
I.C.-M.: Tak, zdecydowanie, nasze życie też zaczyna się od niej.
D.P.: Dziękuję za rozmowę.
I.C.-M.: Dziękuję.
Rozmawiała Dorota Pawelec
Izabela Cisek-Malec – więcej znajdziesz na mojej stronie Coaching ciała
Strona na Facebooku: Coaching Ciała
Doskonały wywiad. Pracuję w obszarze szeroko pojętego fitnessu, i bardzo często widzę, że kobiety chcą ćwiczyć nie dlatego, że lubią i sanują swoje ciało, ale właśnie dlatego, że go nie lubią, wstydzą i chcą zmienić. Staram się pokazywać, że można inaczej, ale idzie to powolutku 🙁
Dziękujemy 🙂
Bardzo interesujący wywiad. Nadal większość z nas ma problem z akceptacją swojego ciała. A przecież podstawą jest pokochać się taką, jaką się jest – nie zmieniać na siłę, czy pod wpływem innych osób. Zaakceptować i być dumną ze swojego „zewnętrza”. Nie mówię tu o całkowitym braku dbania o zdrowe odżywianie itp. Bardziej chodzi mi o nie rozpaczanie nad nową cellulitową „ryską” 🙂 Pozdrawiam!