„Spokojny jest ten, kto potrafi coś zostawić” – wybrane myśli Berta Hellingera
Cisza
Cisza to teraźniejszość. Wydarza się pomiędzy tym, co było, a tym, co przyjdzie. W niej coś się kończy: odbieranie z zewnątrz, strumień myśli, wewnętrzny dialog, troska o następną rzecz do zrobienia. Pozwalamy odejść temu z przestrzeni ciszy. Gdy się to wycofa z tej przestrzeni, wtedy otwiera się ona na coś innego i staje się rozległa. Albowiem cisza wiąże.
Wiąże nas przede wszystkim z nami samymi. Nagle słyszymy szum krwi, bicie serca, prośbę naszych płuc, skargę naszej wątroby lub naszego jelita, czujemy pragnienie zjednoczenia jako skupione oczekiwanie, słyszymy współbrzmienie wszystkich komórek jak wielką symfonię i zdziwieni przysłuchujemy się jej z nabożeństwem. Cóż brzmi głębiej i pełniej niż ta wielka symfonia? Czy kiedykolwiek moglibyśmy nasłuchać się jej do syta?
Jednak wtedy przestrzeń ciszy otwiera się jeszcze bardziej i słyszymy naszą duszę. Prowadzi ona nas daleko poza granice naszego ciała do wszystkich, z którymi jesteśmy związani przez naszą duszę. W niej są oni jeszcze w domu, pozostają obecni, mówią nam coś, proszą o coś, ofiarowują nam coś, patrzą na nas i czekają na nas, są nam bliscy i dalecy zarazem. W ich obecności nasza dusza mówi wieloma głosami, jak wielogłosowy chór.
Jednak niektóre z tych głosów nie są jeszcze w harmonii, nie znajdują jeszcze czystego tonu. Gdy posłuchamy także tych głosów, wtedy staną się one, być może, po chwili jasne i czyste, ponieważ wielki śpiew spełnia się dopiero w słyszeniu każdego pojedynczego głosu. Albo dokładniej, dopiero w słuchaniu każdego pojedynczego głosu, również takiego, który zdaje się odbiegać od normy, spełnia się dla nas cały śpiew i spełniamy się my sami.
Gdy w ciszy otwieramy nasze oczy – żeby siebie widzieć i siebie słyszeć – wtedy mówią do nas także zwierzęta i drzewa, a także najbardziej niepozorny kwiat. Jednak bezszelestnie – w pełni ciszy.
Tak, wielka cisza jest na swój sposób potężna i głośna. Niekiedy mówimy, że Bóg się wycofał, i mówimy wtedy o milczeniu Boga. Czy jakieś słowo może brzmieć potężniej niż to milczenie? I czy niekiedy też pośród ludzi milczenie nie jest jaśniejszą, bardziej wzniosłą, właściwą odpowiedzią?
Ciszę można zagłuszyć, ale tylko na pewien czas. Czeka na nas niekiedy bardzo długo. Uciec od niej na trwale nie sposób.
Milczenie
Milczymy w obliczu mowy. Gdy ktoś do nas mówi, musimy milczeć, żeby go usłyszeć i żeby go zrozumieć. Tylko wtedy, gdy milczymy, docierają do nas jego słowa. Tylko w milczeniu możemy je zrozumieć. I tylko wtedy, gdy najpierw milczeliśmy, możemy odpowiedzieć na jego słowa.
Słuchać i mówić możemy dlatego tylko wtedy, gdy również milczymy. Milczenie nie jest bynajmniej puste. Jest pełne słów, które słyszymy, i pełne słów, które powiemy.
Ale milczymy także wtedy, gdy zamykamy się na to, co ktoś mówi, gdy nie pozwalamy, żeby swoimi słowami nam przeszkadzał, przekonywał, nam coś narzucał lub zyskiwał nad nami władzę. Wtedy milczenie staje się odpowiedzią i mówi potężniej niż jakiekolwiek słowo.
Milczenie jest wskazane także, gdy nie mamy nic do powiedzenia, kiedy nie znamy odpowiedzi albo gdy przedmiot jest zbyt wielki, żeby chcieć albo móc coś o nim powiedzieć.
Często mówimy, ponieważ nie wytrzymujemy milczenia, na przykład w obliczu bólu, smutku lub ciężkiej choroby. Wtedy próbujemy drugiego człowieka pocieszać, często pustymi słowami, albo robiąc mu złudne nadzieje zamiast w milczeniu być blisko niego i, być może, tylko uścisnąć jego dłoń.
Ale milczymy również wobec czegoś wielkiego, wielkości przyrody na przykład lub sztuki. Milczymy przede wszystkim przed Bogiem.
Zwierciadło
W zwierciadle widzę siebie – ale naprzeciwko. Ale czy widzę się rzeczywiście? Kiedy stoję długo przed lustrem, czy czuję się wtedy lepiej? Czy rzeczywiście jestem tym, który patrzy do lustra?
Niektórzy nadstawiają zwierciadła innym, żeby się w nim przejrzeli. Czy oni widzą siebie rzeczywiście w tym zwierciadle, a może widzą w nim raczej tego, kto im zwierciadło nadstawia?
Zwierciadło jest tylko odbiciem czegoś poza zwierciadłem. To, co rzeczywiste jest przed zwierciadłem, a czasami z tyłu za nim.
Odzwierciedlamy się w twarzy drugiego człowieka, na przykład, gdy go spotykamy lub widzimy znów po dłuższej nieobecności. W jego twarzy widzimy więcej niż w jakimkolwiek innym zwierciadle. Ponieważ w jego twarzy odzwierciedla się nasza dusza, nasza miłość, nasza życzliwość, ale także nasz smutek i nasz gniew. W jego twarzy możemy również dostrzec, jak się zmieniamy. Możemy z niej wyczytać, czy docieramy do niego czy też się od niego oddalamy.
Ale również w naszej twarzy odzwierciedla się nasza dusza – może nawet jeszcze bardziej. Czasami mówimy przecież, że człowiek jest zwierciadlanym obrazem Boga. Jeśli nim jest, wtedy jego twarz promienieje szczególnie pięknie.
Głębia
Głębokie myśli, głębokie uczucia, głębokie zrozumienie powodują w naszej duszy ruch, który zmierza w dół, w głąb, do naszego centrum. Doświadczamy tego ruchu jako skupienia. Objawia się on także w twarzy. Jest tak, jak gdyby coś oderwało się od powierzchni i ciągnęło coś innego z sobą ku skupionej głębi. Im głębiej idzie ten ruch, tym bardziej można się w nim skupić.
Głębokie myśli tylko wtedy są głębokie, gdy pochodzą z takiej skupionej głębi i u innych wywołują ten ruch w głąb.
Również głębokie uczucia prowadzą u nas w tę głębię. Ponieważ są głębokie, są też skupione. Gdy inni zostaną pochwyceni przez taki głębokie uczucie, wtedy zatrzymujemy się i czujemy również w nas ten ruch do skupionej głębi. Dlatego w obliczu takich uczuć zachowujemy dystans i skupienie.
Również głębokie zrozumienie prowadzi do skupienia i pochodzi ze skupienia. W takim rozumieniu coś zbiera się w głębi. Dlatego to rozumienie jest nie tylko głębokie. Jest również bogate i pełne.
Spokój
Spokojny jest ten, kto potrafi coś zostawić. Na przykład troskę, wzburzenie serca po zniewadze, upokorzeniu, zniesławieniu. Spokojny jest także ten, kto zostawia stare sny, dawne pretensje, stare zarzuty i potrafi tym samym uwolnić od nich serce, tak iż jest spokojny, opanowany i gotowy na to, co teraz możliwe i ofiarowane.
Spokojny jest dlatego też ten, kto przebacza w sensie zgody na przeminięcie, bez dodawania czegokolwiek.
Ten spokój jest siłą bez emocji, skupioną gotowością na to, co nadejdzie i na chwilę obecną.
Ciekawość i wgląd
Dzięki ciekawości noworodek podbija swój świat. Im bardziej jest ciekawy, tym jest żywotniejszy i zdrowszy.
Dzięki ciekawości dziecko doświadcza też swoich granic. Stąd dzięki przysłowiowemu „dopóki się nie oparzy” dziecko wie, że płyta na piecu jest za gorąca, żeby jej dotykać palcami. Jednak dziecko chce się nauczyć, chce poczynić własne doświadczenia. Broni się, gdy pokazuje mu się zbyt wiele i gdy chce się je pozbawić własnego doświadczenia. Tylko to, czego doświadczamy dzięki ciekawości staje się rzeczywiście nasze własne, a stając wobec nowych zadań możemy tym dysponować i nie musimy się nad tym długo zastanawiać.
W ciekawości my sami działamy. Ciekawość kryje się za wszelkimi dociekaniami i krok po kroku czyni sobie świat poddanym.
Wglądy natomiast są darem. Pojawiają się nagle, często przy okazji. Nie dochodzimy do granic, nie możemy się na nich sparzyć. Ona biorą nas na służbę. Dlatego nie możemy ich zachować dla siebie. Są też dla innych. Jeśli my bierzemy je na służbę, tracą swą siłę.
Przede wszystkim wtedy już się nie rozwijają. Ponieważ wglądy są niegotowe, otwarte i idą dalej tylko wtedy, gdy my sami jesteśmy niegotowi i pozostajemy otwarci. Dlatego wgląd opiera się próbom umieszczenia go w systemie.
I umyka ciekawości, albowiem wgląd, jako dar, potrzebuje czekania i pokory, która zna swoje granice i je uznaje.
Prawda
Prawda, tak jak szczęście, jest ulotna. I tak jak szczęście, nie jest nam dana do ręki. Przynajmniej prawda, która działa. Prawda, jak szczęście, jest darem. Dlatego poszukiwacze prawdy nie znajdują jej tak samo, jak poszukiwacze szczęścia nie znajdują szczęścia.
Prawda się pokazuje, nie mamy jej. Kto po nią sięga, gdy ona się pokazuje, ten ma ją tylko rzekomo. Tego rodzaju jest prawda, którą się głosi. Często jest głoszona ze względu na władzę, a nie ze względu na prawdę. Dlatego ta prawda jest często straszna dla wielu.
Jednak prawda, która się pokazuje, gdy na nią czekamy, jest nam przyjazna. Być może jest poważna, skłania do zastanowienia, stawia nam wymagania i prowadzi do działania, które jest błogosławieństwem. Ta prawda nigdy nie jest gorzka. Przeciwnie. Uspokaja nas, pozwala się uśmiechnąć, jest dla wszystkich i jest niedostępna interwencji władzy.
Ta prawda nie chce pozostać. Przychodzi i odchodzi, jednak za każdym razem w nieco innej szacie. Chętnie się przebiera. Kto bierze ją zbyt poważnie, tego czasami wyśmiewa.
Tak jak życie pokazuje się w nieogarnionej pełni, wciąż inaczej a przecież pozostaje tym samym życiem, tak też prawda. Życie i prawda tworzą całość. Naprawdę prawdziwe jest tylko życie.
Trzeźwość
Trzeźwy jest ten, kogo rozum nie jest zmącony, jak na przykład w przypadku pijanego. Również namiętność mąci rozum, na przykład u zakochanych. Również wiara w coś, co, chociaż nie daje się doświadczyć, czyni nam nadzieje i napawa lękiem, mąci rozum, jak na przykład przy zabobonach.
Jednak trzymanie się tylko rozumu przychodzi nam z trudem. Żeby zachować zdrowie, musimy czasami wyjść poza siebie, jak na przykład każdego dnia we śnie. Gdy potem budzimy się, czujemy się lepiej i możemy znów trzeźwo stawić czoła życiu.
W gruncie rzeczy także każda rozrywka i tak zwane spędzanie czasu jest odpoczynkiem od trzeźwości. Może dlatego, patrząc trzeźwo, również rezygnacja z trzeźwości w pewnych czasach jest wskazana i dobra dla naszego samopoczucia.
Łączymy trzeźwość z rozumem. Jednak rozum ujmuje tylko część rzeczywistości. Popęd, który nas porywa, na przykład w miłości między mężczyzną i kobietą, słucha innych praw niż trzeźwy rozum i jest w rezultacie nie tylko większy i bardziej spełniający, jest on też bardziej prawdziwy.
Jednakże, najgorsze zbłądzenia, najokrutniejsze czyny, najdziwaczniejsze eksperymenty są rezultatem szalonych wyobrażeń przeciwko rozumowi. Przede wszystkim dlatego, że nie umiemy przewidzieć i uwzględnić skutków takiego zachowania.
Dlatego pytanie: Czy rozumny rozum jest dość rozumny? Albo czy staje się on rzeczywiście rozumny dopiero, gdy coś jeszcze wchodzi w grę, coś, co postrzega pojemniej niż rozum? Coś, co znajduje drogi, których nie da się przewidzieć, ale jednak prowadzą one do celu? Tym, co musi wejść do gry, jest dusza, pojemna dusza.
Co to znaczy? Również nasze tak zwane rozumne decyzje są pod wpływem rozróżnienia na dobro i zło, tak jak nam dyktuje to sumienie. Jednakże poza granicami sumienia, gdy przekroczymy granice sumienia, doświadczamy innej siły, która na wyższej i pojemniejszej płaszczyźnie łączy to, co stało w opozycji do siebie.
Dopiero ten, kto dostrzega ruchy tej duszy i pozwoli im sobą kierować, osiąga tę trzeźwość, która pozwala tak postrzegać i uznawać drugiego człowieka, nas samych, nasze popędy i nasze sny, że potrafią znaleźć w całości należne miejsce i swoją granicę.
Urojenia
Urojenia są wymyślone, w dużym stopniu bez odniesienia do doświadczenia i do tego, co staje nam na drodze jako rzeczywistość. Myślimy wtedy, że możemy wyjść poza rzeczywistość. Urojenia dadzą się snuć dalej w wielkie sny i wspaniałe systemy myślowe. Można się w nich zgubić i paść po pewnych czasie ich ofiarą.
Dopóki zatrzymujemy nasze urojenia dla siebie, nie powodują wielkiej szkody, przede wszystkim jeśli po pewnym czasie uwalniamy się od nich pod presją rzeczywistości.
Źle się dzieje, gdy to, co sobie pomyślimy czynimy miarą dla innych, gdy nawet zwiastujemy to jako nowy porządek świat lub porządek wartości i chcemy innych mu podporządkować. Gdy to, co sobie pomyśleliśmy staje się punktem widzenia, z którego oceniamy i osądzamy innych.
Pożegnanie z własnymi wymysłami przychodzi czasami ciężko i udaje się tylko dzięki pokorze. Pokora oznacza tutaj, że podążamy za rzeczywistością i uznajemy, że jest ona potężniejsza i większa niż to, co sobie życzymy. W porównaniu z nią to, co tylko pomyślane i upragnione okazuje się ostatecznie szaleństwem.
Sen
Śnimy w nocy, a niektórzy śnią także za dnia. Mają wtedy sen na jawie. Czasami mamy też sen w tym sensie, że śnimy o czymś, co leży jeszcze w oddali i wydaje się nam nieosiągalne.
Jednak czasami to sen ma nas. Ogarnia nas i to nie tylko w nocy, lecz również za dnia jako zadanie, powołanie, cel nie do odrzucenia. Również szaleństwo jest takim snem i porywa czasami wielu ze sobą, którzy go również śnią. Na przykład sen o wiecznym pokoju lub o nadchodzącym zbawcy. Te sny łagodzą teraźniejszy niedostatek, czynią go łatwiejszym do zniesienia. negro spirituals są często takimi snami. Poruszają nas jeszcze dzisiaj. Również wiele religijnych świąt to takie sny, na przykład Boże Narodzenie.
Co robimy z takimi snami? Śnimy je tak długo, jak długo wiemy, że śnimy. Potem budzimy się.
Wolność
Mimo wszystko istnieje pewna wolność. Jednak zupełnie inna… w przeciwieństwie do tej pustej wolności, istnieje wolność pełna i spełniona. Jest to wolność w określonym ruchu „ku czemuś”.
Kiedy mężczyzna rano pyta się: „Co mogę zrobić, żeby ona mogła się cieszyć?”
On wówczas wchodzi w pewien ruch ku czemuś. I sprawdza, co jej największą radość sprawić by mogło. I to jest wolność. Jest to wolność w ruchu ku czemuś.
Albo rodzice. Przecież nigdy wolni nie są. Całe życie przecież związani są ze swoimi dziećmi. Ale czy to im sprawia ból, czy też cieszą się z tego? W tej więzi jest ruch wolności. Miłość daje pewną wolność w tym co wybieram. A jednocześnie jest zwrócona ku czemuś, ku komuś.