ŚWIĘTY GNIEW, CZY POWRÓT DO WEWNĘTRZNEJ UCZCIWOŚCI
Gniew wzywał mnie do życia za każdym razem, kiedy ktoś deptał moje do niego prawo. Dziś życie jawi mi się jako ruch, wyjście sobą do świata, każdą swoją częścią. Jest w tym pewien rodzaj agresji, w rozumieniu „nie czekam, aż mnie zaproszą na bal, sama wyjdę i sięgnę po to, na co aktualnie mam ochotę. Wyjdę z punktu, w którym jestem, nie chowając swojej prawdy do kieszeni, wystrojona w kolory, które do mnie przynależą.”
Gniew, o którym teraz piszę, nie jest tępym niszczeniem ludzi, bez wyczucia, deptaniem ich, obrażaniem, wylewaniem gnoju.
Jest to raczej bardzo silna energia „oburzenia”, która stoi na straży naszej suwerenności. Jest tak mocna, że może przenosić góry… a ja z nią walczyłam tyle lat. Połykając swój gniew, zamykałam się na rozeznanie swoich własnych potrzeb, spełnienie, radość, miłość. Mogę tak wymieniać bez końca, bo będąc w kontakcie ze złością, jesteś w otwarciu na szerokie spektrum obfitości. Czując swoje nie, otwierasz się również na tak.
Będąc częścią rodziny, w której siłę mogli okazywać jedynie mężczyźni, jako dziecko chowałam ją do środka, bojąc się zrobić krzywdę komuś, krzywdziłam samą siebie.
Mówiono mi, że mam się dopasować, być grzeczna, że to grzech się wydzierać, że mam czekać w kolejce, aż inni sobie wezmą.
Z jednej strony czułam palący ogień mojej świętej prawdy, a z drugiej obserwowałam wybuchy gniewu dorosłych i nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Ten gniew niesprawiedliwie ranił, obarczał winą, zawstydzał, zdawał się mówić: „Ktoś kiedyś złamał mojego ducha, teraz ja złamię twojego. Zazdroszczę wszystkim, którzy są na wolności, bo ja wciąż tkwię w powinności”. A któż może bardziej pokazywać sobą, to prawo do wolności niż dziecko?
Kiedy przekraczano mój próg bycia stopowaną wrzeszczałam, tupałam nogami, płakałam. Nauczyłam się długo zwlekać z wywalaniem swojej prawdy, w oczekiwaniu na pochwały, które następowały wtedy, kiedy byłam skromna i podporządkowana.
Nic nie potrafi tak rozwścieczyć rodzica jak nieposłuszne, zbuntowane dziecko. Rodzice zachowują się tak jakby dziecko poprzez sprzeciwianie się ich woli, lub sprzeciwianie się ich wiedzy, zadawało im śmiertelną ranę. Często źródłem takich furii są rany jakie zadano rodzicowi, kiedy sam był dzieckiem. Złamanie jego własnego ducha, który został surowo ukarany za to, że śmiał się sprzeciwić autorytarnemu ojcu, czy matce. Stłumienie gniewu wywołanego tak okrutnym traktowaniem powoduje, że gniew ten zostaje zamknięty w osobowości rodzica, gdzie może tlić się latami, aż w końcu wybucha przeciwko komuś niewinnemu i bezbronnemu. A.Lowen
Nie ma autentyczności bez integrowanej złości, czyli o czym mówi mój gniew
Kiedy odkryłam pracę z ciałem zaczęłam dostrzegać koszt zablokowanego gniewu. Spotkanie się ze sobą w gniewie, było dla mnie spotkaniem z moim prawdziwym, nieugładzonym ja.
Gniew stał na straży mojej integralności. Przez wiele lat zamykania niechcianej emocji pojawiły się w moim ciele objawy somatyczne, takie jak problemy z wątrobą i tarczycą. Były też inne koszty w postaci poczucia niespełnienia. Zauważyłam też, że dzieci przejmują z systemu rodzinnego wszystko to, co nie wyrażone. Mój syn więc bardzo wyraźnie pokazywał mi to, z czym ja nie chciałam mieć kontaktu. Wrzeszczał do mojego niespełnienia kilka,ba …nawet kilkanaście razy dziennie, nie mogąc znieść mojego odcięcia. Jeśli wdanej rodzinie blokowany jest gniew, on i tak musi gdzieś wyjść. Pamiętajcie, że dzieci są bardzo wyczulone na fałsz, kiedy co innego pokazujemy na powierzchni, a co innego dzieje się w środku.
Największą cenę płaciłam w życiu przede wszystkim za to, że nie będąc w kontakcie ze swoją złością, nie potrafiłam stawiać granic. Chciałabym być dobra dla wszystkich.
Kiedy nie jesteśmy najpierw za sobą, to pojawia się pewien rodzaj fałszu. Prawdziwa dobroć uwalnia się wtedy, kiedy my jesteśmy prawdziwi. A jak możemy być prawdziwi, kiedy nie czujemy spełnienia? Spełnienie odczuwamy wtedy kiedy wkładamy w coś całe serce.
Ja miałam zapędy, aby pomagać wszystkim, którzy mnie o to poprosili. Bałam się skonfrontować się z ich niezadowoleniem, frustracją, wkurwieniem, które oczywiście brałam na siebie.
Efektem było moje niespełnienie, bo było już tak mało miejsca dla mnie, w moim własnym życiu.
Nie potrafiłam w życiu sięgać, po to czego chciałam, bo sięganie było dla mnie ruchem agresywnym, wychodzeniem przed szereg. Sabotowałam więc siebie, nie mając zintegrowanej złości, wypierając gniew, agresję, ruch do świata.
Nauczyłam się odpuszczać, będąc nieustannie na szarym końcu. Żyłam w poczuciu bycia w kolejce, ze świadomością, że przede mną są inni. W moim domu, odpuszczanie było uznawane za mądre i dojrzałe. „Ustąp bo jesteś starsza”. A kiedy uczysz się odpuszczać, to w pewnym momencie przestajesz sięgać.
Żyjąc w polskiej, katolickiej rodzinie miałam wpajany kult rezygnowania z przyjemności życia i uwznioślenia cierpienia. Potem przyszła moda na fałszywie pojmowany rozwój osobisty. „Poczuj wdzięczność za życie”, „wysyłaj miłość tym, którzy cię krzywdzą”, „wypełnij serce miłością”.
Intelektualnie nastawiamy się na wdzięczność, odrzucając to co faktycznie czujemy.
Jeśli czujemy akurat złość, trudno będzie nam się „przełączyć” na wdzięczność. Najpierw ta złość, smutek czy żal muszą zostać zauważone i objęte przez nas, by ewentualnie zrobiło się miejsce na coś innego. Inaczej to będzie tylko walka ze sobą. Walka o to by być inną, by czuć inaczej. A nie ma ma nic dobrego w odrzucaniu siebie. Taka walka kosztuje nas bardzo dużo energii, mocujemy się z czymś coraz bardziej potężnym, bo to co wypieramy wraca do nas najczęściej ze zdwojoną siłą.
W ogniu odzyskiwania własnej mocy
Złość prowadzi mnie najpierw do moich granic. Co takiego się zadziało, że pozwoliłam zabrać sobie moc? Potem przychodzi smutek schowany pod toną powinności. On zawsze zaprowadzi mnie do odwagi.Żeby przeżyć coś w sposób autentyczny, zobaczyć to „trudne”, powiedzieć coś „niepopularnego”, przyjąć do serca prawdy wypieranego w rodzinie latami – potrzeba odwagi. Kiedy jednak czuje i działam w spójności, odzyskuję swoją integralność, wracam do swojej wewnętrznej uczciwości. Zintegrowanie złości, agresji jest potrzebne żebyśmy mogli żyć w zgodzie ze sobą.
Aleksander Lowen w książce „Duchowość ciała” pisze o tym, jak niewyrażony gniew odkłada się w ciele. Są to najczęściej choroby autoimmunologiczne. Zaczynają się od sztywności szczęki, zgrzytania zębami, sztywności pleców, garbienia się. Kiedy napięcie, które jest w ciele nie może się uwolnić, układ odpornościowy atakuje sam siebie. Może pojawić się reumatyzm, cukrzyca, problemy z sercem.
Obrońca swojej wrażliwości
Oburzenie jest czymś absolutnie świętym, uzdrawiającym, burzącym skostniałe systemy. Nie pozwól nikomu zawstydzić twojego gniewu, odciągnąć cię od przeżywania wkurwienia. Jest to mądra, czyszcząca siła mówiąca z prawdy o twoich potrzebach, twojej wartości. Wsłuchaj się w to co mówi, bo jest częścią twojej mocy i wrażliwości. Wysłuchany będzie paliwem na drodze powrotnej do siebie. Daj swojemu gniewowi empatyczną przestrzeń, aby mógł być odczuty do granic jestestwa. Twoja moc wyłoni się na tyle, na ile pozwolisz sobie poczuć tę emocję. Nie przepraszaj, nie usprawiedliwiaj, nie szukaj potwierdzenia, nie umniejszaj wagi tego co czujesz. Oburzenie, gniew, złość jest kluczem do twojej wolności.
Tekst Dorota Pawelec
Grafika Dagny Agasz