ZBUDOWAĆ SIĘ NA NOWO PO ROZSTANIU – WYWIAD Z KASIĄ MALINOWSKĄ
Kasia Malinowska to specjalistka w budowaniu pewności siebie. Jej projekty i coachingi pomagają Kobietom budować się na nowo po życiowych zakrętach. O tym jest ten wywiad. Jak budować siebie, kiedy wszystko się sypie?
DP: Czy rozstanie boli?
KM: Pewnie. Każde rozstanie to strata, którą musimy opłakać, pożegnać, przepracować i oswoić. Są rozstania, które bolą mniej i takie, które zamykają nas w bólu na długie miesiące, a czasami nawet lata. Rozstanie oznacza koniec czegoś, co miało trwać. Rozpada się nasz świat. Rozpadamy się my. Coś w nas umiera bezpowrotnie. Tracimy nasze plany i marzenia, tracimy część siebie, a to zawsze boli. Tworzy się w nas głęboka wyrwa, powstaje rana, która potrzebuje czasu aby mogła się prawidłowo zagoić. Jeśli rozstanie spada na nas nieoczekiwanie, obok bólu pojawia się również lęk, strach, złość i wiele silnych, często skrajnych emocji. To bardzo mroczny i trudny czas. Cieszę się, że mam go już za sobą.
DP: Długo podejmowałaś decyzję?
KM: Pytasz o decyzję o rozstaniu? Bardzo długo. Dziś podjęłabym ją znacznie szybciej, ale wtedy nie umiałam inaczej. Potrzebowałam tego czasu. Najpierw próbowałam ratować małżeństwo, posklejać, dać szanse. Wiesz, to niesamowite jak bardzo potrafimy przesuwać swoje grancie dla miłości. A ja wciąż kochałam. Poza tym była już Michaśka, która miała zaledwie 2 latka. Długo toczyłam wewnętrzną walkę sama ze sobą. Nie wiedziałam co robić. Nie miałam pewności czy podejmuję słuszną decyzję. Każdego dnia kłębiło się we mnie tyle emocji, to było nie do wytrzymania na dłuższą metę. I przyszedł taki dzień, w którym wyraźnie poczułam, ze mam dość tej szarpaniny, tej huśtawki emocjonalnej, tych zawiedzionych nadziei. To było silniejsze niż mój strach o to co będzie dalej. Wiedziałam, że już nie ma odwrotu, że to koniec. Czułam, że muszę ratować siebie, bo było mnie coraz mniej. I wiesz co? Paradoksalnie poczułam wtedy ulgę i wewnętrzny spokój, za którym tak cholernie tęskniłam. To było niesamowite.
DP: Czego się o sobie dowiedziałaś przez to doświadczenie?
KM: Mam wrażenie, że wszystkiego. Moje małżeństwo rozpadło się dokładnie 10 lat temu. Kasia wtedy i Kasia dziś to dwie zupełnie różne kobiety. Zmiana jaka dokonała się we mnie w ciągu tej dekady jest nie do opisania. Przeszłam samotnie wiele trudnych dróg, ale niczego dziś nie żałuję. Ani mojego małżeństwa, ani decyzji o rozwodzie. To daje mi ogromny komfort i spokój, który bardzo sobie cenię. Lubię siebie taką, jaką jestem. Lubię swoje życie. Doceniam każdą chwilę. Wiem co jest dla mnie ważne, a co mogę sobie odpuścić.
DP: Czego się bałaś?
KM: Wszystkiego. Przede wszystkim tego czy sobie poradzę. Czy podołam z obowiązkami, z rachunkami, z wychowaniem dziecka, z ogromnym domem, z codziennością, z samotnością, z tęsknotą, z pękniętym sercem, z potwornym zmęczeniem, z poczuciem winy i ze wstydem. Tak. Było mi cholernie wstyd, że rozpadło się moje małżeństwo, że nie potrafiłam go utrzymać. Długo nosiłam w sobie to poczucie winy, które niszczyło mnie od środka. Straszny to był czas. Naprawdę straszny.
DP: W jaki sposób poradziłaś sobie z poczuciem winy i lękiem?
KM: Lęk słabnie kiedy zaczynamy działać. Z każdym kolejnym dniem, który przynosił rozmaite wyzwania, było go coraz mniej. Zaczynał tracić na swojej sile i intensywności, a ja na tym zyskiwałam. Krok po kroku odbudowywała się moja odwaga, pewność siebie, poczucie własnej wartości. Wróciła utracona kobiecość, radość i apetyt na życie. Podobnie było z poczuciem winy. W końcu zaczęłam być dla siebie wyrozumiała. Kilka rzeczy potrzebowałam sobie wybaczyć, aby pójść dalej. Przestałam się zadręczać wyrzutami sumienia. Zrozumiałam, że co się stało, to się nie odstanie. Nie cofnę już czasu. Jedyne co mogę zrobić, to wyciągnąć wnioski, poukładać swoje życie na nowo i żyć najpiękniej jak się da, nie tracąc kolejnych, cennych chwil. Tak staram się robić każdego dnia.
DP: Jaką miałaś wizję związku wtedy a jaka teraz?
KM: Kiedy poznałam mojego przyszłego męża miałam dwadzieścia kilka lat. Niewiele wiedziałam wtedy o życiu, związkach, małżeństwie, a najmniej o sobie samej. Wtedy wydawało mi się, że dobra relacja to taka, w której ludzie są nierozłączni i spędzają ze sobą niemalże każdą chwilę. Dziś mam kompletnie inną wizję bycia z drugim człowiekiem. To co je łączy to miłość. Bez niej związek nie ma dla mnie racji bytu. Nie potrafiłabym być z kimś dla wygody finansowej, z przyzwyczajenia, lęku przed samotnością czy, jak się zwykło mówić, ”dla dobra dzieci”. To dla mnie stanowczo za mało. Dziś szalenie cenie sobie wolność i niezależność. Bardzo ważne jest dla mnie partnerstwo i równowaga. Potrzebuję dużo przestrzeni, ale potrafię ją również dać drugiej osobie. Lubię się stęsknić. Nie muszę być kimś na co dzień, żeby czuć bliskość.
DP: Miłość to duże słowo i wiele w sobie mieści. Jak je rozumiesz?
KM: Nie wiem czy mam potrzebę definiowania miłości. Bardziej ją czuję, niż rozumiem. Ona wymyka się wszelkim definicjom i to jest w niej piękne. Spada na nas nieoczekiwanie, nie pyta czy jesteśmy na nią gotowi, po prostu jest. Dzięki niej życie ma intensywniejszy zapach, kolor i smak. Jest również miłość do dziecka, do świata, do ludzi, do tego, co kochamy robić, to sztuki … dużo tej miłości wokół nas. Wystarczy dobrze się rozejrzeć, dostrzec i zachwycić.
DP: A jaka była wizja w spadku po rodzicach?
KM: Chyba taka jak w większości polskich domów czyli ślub, później dzieci i „żyli długo i szczęśliwie”. Nie zastanawiałam się nad innym scenariuszem. Ten był dla mnie tak oczywisty, że nie przyszło mi do głowy, aby mogło być inaczej. Wierzyłam, że można być ze sobą do późnej starości. Dziś bliżej mi do koncepcji, że wszyscy jesteśmy dla siebie etapami. Czasami spotykamy kogoś na chwilę, czasami na całe życie. Każde z tych spotkań jest piękne i ważne. Każde jest prezentem od losu.
KM: Co się teraz zmieniło?
DP: Wszystko. Ja się zmieniłam. Moje patrzenie na świat. Dziś inne rzeczy są dla mnie ważne. Jest we mnie dużo spokoju i radości. Lubię swoje życie. Mam dużo mniej niż kiedyś, a mimo tego jestem zadowolona. Odzyskałam uśmiech, błysk w oku i energię, którą podobno zarażam.
KM: Czy masz klientki które mierzą się z tym samym?
DP: Oczywiście. Statystyki są nieubłagane. Co trzecia para w tym kraju rozwodzi się. Strasznie to smutne i przygnębiające, że nie potrafimy być ze sobą. A może po prostu źle wybieramy? Sama nie wiem. Tak czy inaczej, przeżywamy ewidentnie kryzys relacji. A przecież głęboka, prawdziwa miłość i bycie z drugim człowiekiem to najpiękniejsza podróż w jaką zabiera nas życie. Nie jesteśmy stworzeni do samotności. Każdy człowiek przychodzi na ten świat po to aby kochać i być kochanym.
DP: Kiedy jest pora na rozstanie?
KM: Nie ma jednej, uniwersalnej recepty. To szalenie złożona i trudna decyzja, którą każdy musi podjąć w zgodzie ze sobą. Tak właśnie mówię moim klientkom. Myślę, że takim sygnałem skłaniającym nas do refleksji może być moment, w którym orientujemy się, że doszłyśmy „do ściany” i nic więcej nie możemy już zrobić. Kiedy czujemy, że ta relacja nas niszczy i więcej zabiera niż daje. Wtedy warto zadać sobie pytanie: „Czy właśnie tak chcę przeżyć resztę swojego życia?”
DP: Czy znasz odpowiedź na pytanie kiedy pojawia się gotowość na nowy związek?
KM: U jednych następnego dnia po rozstaniu, u innych dużo wody musi upłynąć zanim ponownie wejdą do rwącej rzeki. A tak zupełnie serio, to znowu bardzo indywidualna sprawa. Są osoby, które nie potrafią być same i dosyć szybką wchodzą w kolejne relacje. Są też takie, które potrzebują ‘chwilę’ aby złapać oddech, zanim zdecydują się zbudować kolejny związek. W każdym z nas ta gotowość pojawia się w innym momencie. Warto siebie posłuchać, bo przecież nikt nie wie lepiej niż my, kiedy jesteśmy gotowi na MIŁOŚĆ.
Kasia Malinowska – Certyfikowany coach, trener. Specjalistka w zakresie budowania pewności siebie. Twórczyni projektu Kobiety! Czas na kawę. Prowadzi warsztaty, szkolenia, coaching w języku polskim oraz angielskim. Prywatnie mama 12 letniej Michaliny. Jej wielką pasją jest czarno-biała fotografia portretowa.
Rozmawiała – Dorota Pawelec
Ciekawy wywiad. ALe na razie nie jestem na tym etapie
Moim zdaniem jest to tylko kwestia charakteru…